środa, 27 sierpnia 2014

życie z perspektywy

Widziałam dziś kiedyś całe pola wiatraków... w morzu.

Warstwę chmur wyglądającą jak wypełnienie z poduszek, ale też na tyle solidnie, żeby samolot miał się od  niej odbić jeśli spróbuje przelecieć.

Z góry angielskie pola uprawne wyglądają znacznie lepiej niż polskie. Są bardziej zielone, mniej geometryczne i podłużne. Kształtem przypominają bardziej plamy na skorupie żółwia i niemal zawsze mają obwódkę z wąskiego pasma drzew i krzewów. Nasze są wąskie i długie, w zastraszającym stopniu pokryte folią lub nagie (jeszcze), a miedze na których rosną te drzewa i krzewy zniknęły.
A to nie dobrze, bo prócz estetyki spełniają też ważną rolę ekologiczną, zatrzymują wiatry, migrację szkodników, i pestycydy przelatując z pola na pole. Za to pomagają migrować większym zwierzętom, które na odsłoniętych polach nie czyją się komfortowo. Są mieszkaniem dla całej masy pożytecznych owadów i małych ptaszków, które żywią się owadami (szkodnikami).
Czytałam też że miasta są dziś lepszym środowiskiem dla pszczół niż wsie.
Bo na wsiach w wielohektarowych uprawach się pryska, dużymi dawkami, niemal wszędzie i na wszystko.
A w mieście nawet jeśli jest większe skażenie spalinami i pyłem zawieszonym, to mniejsze pestycydami i herbicydami, bo łatwiej jest te kilka gąsienic zebrać i wypielić te kilka chwastów na balkonie niż jechać do sklepu po środek chemiczny i jeszcze musieć go wybierać. A nawet jeśli już korzystamy, to spryskujemy ten konkretny żywopłot, albo ulubiony krzak róży, a nie całą przecznicę.
Bo środki przeznaczone do amatorskiego użytku mają mniejsze stężenia i krótszy okres karencji (kiedy jeść nie wolno, ani pszczół do szklarni wpuszczać) i zawsze jest kawałek miejskiego trawnika, albo ogródek sąsiada mniej "dbającego" o swoje niż nasz i tam można przeczekać aż będzie bezpiecznie.
Bo teraz modnie jest dbać o ekologię i pszczoły i (może nie koniecznie z sensem) stawiać "hotele dla pszczół", ptasie budki*, siać polne kwiaty i hodować zioła w doniczkach.
Bo w mieście jest znacznie więcej gatunków roślin.
 
Część tego posta czekała na opublikowanie od kwietnia, kiedy to się przeprowadzałam. Teraz gonię w piętkę organizując kolejne diametralne zmiany w moim życiu, ale...
Wygląda na to że uda się od czasu do czasu wypłynąć na powierzchnię spraw "do załatwienia" i może coś przeczytać, coś napisać. Fingers crossed

*dobrze by było pamiętać żeby były nieimpregnowane, niezbyt gładkie, zwłaszcza od środka. Żeby otwór wejściowy był nie za duży i żeby wieszać je tak, aby drapieżniki nie miały dostępu, żeby deszcz i wiatr nie wpadały przez dziurkę

Brak komentarzy: