Trochę było mi głupio zaczynać ten temat, w lutym, kiedy zima miała się mieć już ku końcowi, ale w obliczu ostatecznego zlodowacenia kwietniowego( a potem mi się znów opóźniło) postanowiłam jednak poruszyć problem jakim jest
nadmierne wykorzystanie soli na polskich drogach .
Zwykle narzekamy na opieszałość "drogowców" i chcielibyśmy jeździć po czarnych jedniach równie szybko jak latem. Tylko utrzymanie dróg w "czarnym standardzie" kosztuje i nie mówię już tylko o koszcie przejazdu i samej soli. Użycie chlorku sodu jak powszechnie wiadomo
powoduje korozję metalowych części samochodów i infrastruktury drogowej (latarnie, metalowe słupki, zbrojenia, znaki, barierki, mosty, kładki*), ale też
obniża trwałość elementów betonowych czy asfaltu oraz elewacji budynków, co powoduje kruszenie i powstawanie dziur (a my się dziwimy czemu drogi w Polsce są takie dziurawe). Tym co mnie zaś jako ogrodnika boli najbardziej jest
niszczenie pasów roślinności przyulicznej szkodząc rosnącym tam rośliną na każdy możliwy sposób.
Sól przedostająca się w dużych ilościach do gleby powoduje jej niszczenie -
erozję i degradacją struktury gleby (obniżając jej zdolność do chłonięcia i zatrzymywania wody),
znacząco obniża pH (alkalizacja), co samo w sobie powoduje niszczenie korzeni, a w dodatku sprawia, że
składniki mineralne znajdujące się w glebie
nie mogą być pobierane przez rośliny. Sól działa też na cząsteczki wody jak magnes na opiłki - zjonizowane cząsteczki H
2O oblepiają jony soli, przez co są niedostępne dla roślin i powstaje zjawisko
suszy fizjologicznej. I jeszcze na koniec stężony roztwór soli powoduje zwyczajne oparzenia (zarówno części roślin jak i łapek kocich czy psich), a pod kołami samochodów solanka i breja pośniegowa "ładnie" się rozpryskują, zalewając rośliny i chodniki. Małe kropelki poderwane kołami i pędem samochodów tworzą
aerozol solny, który
przemieszcza się na duże odległości i bezwzględnie
pali pąki kwiatowe i liściowe.
(jeśli nie troska o środowisko, to ekonomia się kłania)
Wymiana zarówno infrastruktury, zieleni i naprawa ulic kosztuje, kosztują też buty, naprawy rur i samo solenie. Przejazd pługu w Warszawie w 2012 kosztował 30 zł/km, a z posypywaniem solą już 190 zł/km*, więc czemu nie zrezygnować z niej tam gdzie nie jest niezbędnie potrzebna ?! (powinna być stosowana przy gołoledzi, marznącym deszczu i lodzie, a śnieg się zwyczajnie odgarnia - zwłaszcza w mniejszych uliczkach).
A na zaśnieżonych chodnikach też nie powinno się używać soli na rzecz piasku i ubijania śniegu (sam śnieg przecież nie jest śliski), co wpłynie na pewno pozytywnie na wygląd naszego obuwia w okresie zimowym.
*cytuję za
gazetą i dorzucam jeszcze kilka linków (
1 ,
2 , 3 ), a może ktoś
polubi ?