wtorek, 28 lutego 2012

torty dwa

aaaa były sobie torty dwa...
Sprawa wygląda następująco: urodziny M. były 25, a ja bezczelnie i totalnie egoistycznie pojechałam na Gardenię 24. Wróciłam wprawdzie na popołudnie 25, ale było za późno żeby piec tort (no chyba, że zamierzałam się z jubilatem w ogóle nie spotykać). Tort nr 1 czyli ananasowy powstał więc w niedzielę. Miał w sumie powstać w środę, ale była przecież Środa Popielcowa... jakoś tak się z nim nie składało mimo, że wymyśliłam go przecież zawczasu, zakupiłam wszystkie składniki i wystarczyło upiec. Tylko nie miał kto jeść.
Składa się z: cytrynowego biszkoptu (przepis zaczerpnęłam od Liski), musu ananasowego (pomysł na mus i dekorowanie liśćmi ananasa ściągnęłam z Kwestii Smaku]) oraz kremu aromatyzowanego ananasowym karmelem (z pieczonego ananasa).

Tort był delikatny i nie za słodki. Jak dla mnie odrobinę zbyt śmietanowy w smaku, ale wszyscy inni chwalili.
Jestem za to bardzo zadowolona z dekoracji-patrzę na ten ananasowy kwiatek i pękam z dumy.

tort ananasowyLink1,5 średniej wielkości ananasa (tyle będzie potrzeba, ale polecam tego drugiego upiec w całości)
szklanka cukru
2 łyżki mąki ziemniaczanej
na blaty
5 dużych jajek, w temperaturze pokojowej
80 ml oleju roślinnego
Sok i skórka starta z 1 cytryny
150 g mąki pszennej, przesianej przez sitko
1 i 1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g cukru
krem
250 ml śmietany kremówki
250g sera masacarpone


Na początek upiec ciasto -Piekarnik nagrzać do 175 st C. (funkcja: pieczenie góra-dół)
Miękkim masłem posmarować spód formy do pieczenia
Żółtka połączyć w średniej misce z olejem, skórką i sokiem z cytryny i dobrze ubić.
Mąkę przesiać przez sitko, połączyć z proszkiem do pieczenia i używając drewnianej łyżki, wmieszać suche składniki do masy z żółtkami uważając, by nie było grudek.
Aby zrobić bezę, białka wlać do miski i ubijać - najpierw na wolnych obrotach by białka napowietrzyć, dodać cukier, zwiększyć obroty do jak najwyższych i ubijać ok. 5 minut, aż masa będzie sztywna.
Używając łopatki, delikatnie wmieszać bezę do masy.
Przełożyć masę do formy. Wygładzić wierzch i piec 35-45 minut. Ciasto powinno by rumiane.
Formę z ciastem wyjąć z piekarnika i ostudzić zanim je z niej wyjmiemy.

Ananasy obrać (wymyć nóż, w skórce są substancje, które mogą powodować podrażnienia, można zostawić kilka ładnych listków do dekoracji) Podgrzać cukier (szklanka) z 2 łyżkami wody, a kiedy nabierze złotego koloru i się rozpuści, dolać wody i mieszać aż wszystko ponownie się rozpuści. Podgrzać piekarnik do temperatury 200°C. Ananasa umieścić w naczyniu żaroodpornym polać owoc karmelem i wstawić do piekarnika. Piec jakieś 45 minut przewracając co jakiś czas i polewając karmelem.
Drugiego ananasa pokroić w kostkę i zmiksować. Pulpę anansową (można odcisnąć trochę soku, żeby potem dodać go do karmelu) podgrzewać w garnuszku do wrzenia. Mąkę ziemniaczaną rozmieszać 2 łyżkami wody i dodać do gotującej się masy ananasowej, wymieszać (pulpa zgęstnieje -kisiel) . Ostawić wszystkie składniki (łącznie z pieczonym ananasem) do ostygnięcia.

Po ostudzeniu wszystkiego pokroić ciasto na 3 blaty. Ubić na wysokich obrotach śmietanę kremówkę (mocno schłodzoną!), na sztywno i stopniowo dodawać ser mascarpone. Pod koniec ubijania dodać po łyżce karmelu w którym był pieczony ananas (do smaku). Skroić połowę pieczonego ananasa i wymieszać z pulpą-kisielem ananasowym. Przekładać ciasto - od dołu mus ananasowy, druga warstwa ciasta, krem, trzecia warstwa ciasta, krem i dekoracja.
Kwiatek jest z cienkich plastrów pieczonego ananasa - należy wykroić z nich środek (łykowaty) pierwszy ułożyć spiralnie na środku ciasta, resztę pokroić na mniejsze fragmenty i delikatnie wciskać pod pierwszy plaster. Obramować pozostawionymi liśćmi.

Uwaga:
Ja piekłam w małej tortownicy o średnicy 20 cm (i część ciasta powędrowała do foremek na muffinki - mój brat, który odmówił jedzenia tortu był bardzo z tego powodu szczęśliwy) jeśli forma będzie większa, trzeba zwiększyć ilość kremówki, bo kremu zabraknie.
Natomiast musu mi zostało (i wylądował jako farsz do naleśników mlask!), więc o to martwić się nie trzeba

a resztę pieczonego ananasa można spożytkować zgodnie z oryginalnym przepisem

Drugi tort można nazwać puszkowym. Pytałam M. jaki chciałby tort. Jaki owoc, jaki tylko chcesz. Myślałam raczej o dowolnie egzotycznym owocu, ale On zażyczył sobie tortu brzoskwiniowego! Nie brzoskwinio- marakujowego. Brzoskwiniowego. Ze względu na brak sezonu brzoskwinia była z puszki i ze słoika.
Wydaje mi się, że tort, a zwłaszcza krem był trochę za mokry przez co dekoracja trochę kulała (jakby ktoś miał wątpliwości to postać na torcie porusza się o lasce - staruch już z tego M.), ale mus brzoskwiniowy był naprawdę dobry, kwaskowaty i niezbyt słodki (podobnie krem był niezbyt słodki). Najwięcej słodyczy było w biszkopcie.
tort brzoskwiniowy (z puszki)
duża puszka brzoskwiń w syropie
słoik dżemu brzoskwiniowego niedosłodzonego
sok z jednej cytryny
250 ml śmietany kremówki
500 g serka masacrpone
miodu (do smaku )
łyżka stołowa żelatyny
łyżka stołowa mąki ziemniaczanej
(biszkopt "rzucany" z tego przepisu)
5 jajek
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej


Brzoskwinie wyjąć z zalewy (którą zostawiamy), zmiksować połączyć w garnuszku z sokiem z cytryny i dżemem i podgrzewać. Żelatynę rozpuścić w niewielkiej ilości wody i dodać do brzoskwiń. Całość zagotować, mąkę ziemniaczaną rozprowadzić niewielką ilością wody i dodać do wrzącego musu (żeby zagęścić), rozmieszać dokładnie i odstawić do ostygnięcia.
(biszkopt)
Białka oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę. Pod koniec ubijania stopniowo dodawać cukier, dalej ubijając. Dodawać po kolei żółtka, nadal ubijając. Mąki wymieszać, przesiać i delikatnie wmieszać do ciasta (ja to robię na bardzo wolnych obrotach miksera).
Tortownicę o średnicy 20 - 22 cm wyłożyć papierem do pieczenia Wyłożyć ciasto. Piec w temperaturze 160 - 170ºC około 30 - 40 minut (lub dłużej, do tzw. suchego patyczka).
Gorące ciasto wyjąć z piekarnika, z wysokości około 60 cm opuścić je (w formie) na podłogę. Odstawić do uchylonego piekarnika do ostygnięcia. Całkowicie wystudzić. Przekroić na 3 - 4 blaty.

Śmietanę ubić na sztywno, dodawać stopniowo serek , a pod koniec ubijania powoli zalewę z brzoskwiń (można dosłodzić do smaku miodem). Przekładac biszkopt najpierw porządnie schłodzonym musem, potem kremem, resztę kremu można zabarwić i użyć do dekoracji.

poniedziałek, 27 lutego 2012

poszerzone horyzonty





nie mieszczą mi się już w moim małym średnio pofałdowanym rozumku. Ale od początku.
W ramach poszerzania owych horyzontów wybrałam się (w towarzystwie bardzo zresztą fajnym) do Poznania na targi ogrodnicze Gardenia - jedną z największych tego typu imprez w tej części Europy, Muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się takiego olśnienia, takiej ilości cisnących się do głowy pomysłów, no i bezradności wobec ich natłoku i wątpliwych możliwości realizacji. Najprawdopodobniej przez najbliższy miesiąc, albo i dwa, będę, na łamach cudownego internetu, który nawet lepiej niż papier znosi wszystko przynudzać na temat nowych i cudownych rzeczy (lub mniej cudownych- wspomnę po raz kolejny o ogrodach wertykalnych, ale o tym kiedy indziej). A jeszcze ze 3 posty cierpliwie czekają aż się za nie zabiorę.



Większość zdjęć pochodzi z ekspozycji florystów, bo o tym głębiej pisać nie będę (choć bukiet ze spinaczami do bielizny to jawna aluzja, a "stół do piłkarzyków" całkiem mi się podoba mimo, że Euro2012 rzygam) Dorzuciłam też dwie pionowe alternatywy dla ogrodu wertykalnego - bloczek 3 zdjęć(to drewniane to europlateta)... A o reszcie jeszcze napiszę.

Chciałam jeszcze serdecznie podziękować za udostępnienie zdjęć (pierwsze i przedostatnie)

niedziela, 19 lutego 2012

fondant

Zawsze wydawało mi się, że takie ciastko musi być pracochłonne i trudne w wykonaniu i to nie moja liga, a wychodzi na to, że jest proste, pyszne i błyskawiczne (i bardzo kaloryczne, ale o tym ciiiii)

Znalazłam trzy przepisy (więcej nie szukałam): tutaj i tutaj i w "Kuchni Polskiej XXI wieku" Wojciecha Modesta Amaro i z każdego wzięłam coś dla siebie. Od Doroty proporcje, od Arka sposób na sprawdzenie kiedy wyjąć z piekarnika, a od WMA pomysł, żeby zjeść 2-3, a resztę zamrozić i mieć pyszny deser w odległości 15 minut kiedy zapragnę.

fondant
230 g gorzkiej czekolady, posiekanej
140 g masła
pół szklanki mąki pszennej
1,5 szklanki cukru pudru
3 duże jajka
3 duże żółtka
2 łyżki likieru (u mnie nalewka wiśniowa)

Przygotować foremki. Wysmarować je dokładnie masłem, oprószyć delikatnie mąką lub kakaem. Masło i czekoladę roztopić ( w kąpieli wodnej*/ lub mikrofali), wymieszać. Do ciepłej (nie gorącej) dodać przesianą mąkę i cukier, zmiksować do połączenia. Dodać jajka i żółtka, likier, zmiksować.Gotową masę czekoladową równo rozdzielić pomiędzy foremki.
Piec w temperaturze 220ºC przez około 14 minut. Czas pieczenia będzie uzależniony od piekarnika i wielkości foremek. Może trwać od 10 - 16 minut. Wierzch powinien być wypieczony, ale środek wciąż płynny (góra się zetnie a boki zaczną odstawać od foremki). Gorące wyjąć z piekarnika, odczekać ok minuty, nożem lekko oddzielić od naczynia, po czym przełożyć na talerz. Podawać z sosem owocowym, lodami lub świeżymi owocami, albo samo :)


* to znaczy w metalowej miseczce, nad garnkiem z wrzącą wodą - woda nie powinna dotykac dna miseczki

przekładaniec czekoloadow-imbirowy


Kolejne ciasto, które chodziło za mną od pewnego czasu. I tym razem nie chodziło o przepis, który wzbudził u mnie rządzę ciastka tylko o uporczywą myśl, że zjadłabym biszkopt czekoladowy przełożony kremem imbirowym. Miało być niewymyślne, prostokątne i nie ozdobione i niekoniecznie ładne (i ładne nie było ;). Po prostu. Było kilka koncepcji jak wykonać tę moją zachciankę, ale w końcu stanęło na tym :

ciasto czekoladowe
(ten przepis, z Kwestii Smaku, zmodyfikowany)
200 g gorzkiej czekolady (60% kakao)
200 g masła, pokrojonego na kawałki
1 łyżka rozpuszczalnej kawy
170 g mąki pszennej
szczypta soli
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
25 g kakao
400 g brązowego cukru (miałam tylko biały więc dałam go 200 g)
3 średnie jajka
75 ml maślanki (jogurtu naturalnego)

Czekoladę z masłem i kawą rozpuszczoną w 125 ml zimnej wody. Rozpuścić (w mikrofali lub kąpieli wodnej - ja zrobiłam w mikrofali, a wodę dodałam w późniejszym etapie) Nie podgrzewać za bardzo masy. Mąkę przesiać do misy razem z solą, proszkiem do pieczenia, sodą oczyszczoną i kakao. Dokładnie wymieszać z cukrem. Jajka wbić do miski i roztrzepać mikserem na jednolitą masę (nie ubijać). Wymieszać z maślanką (tu dodałam wodę).
W jednej misce delikatnie wymieszać łyżką masę z czekolady, mąkę z dodatkami i masę z jajek. Przelać do formy i wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec przez 1 godzinę i 25 minut. Po upieczeniu sprawdzić patyczkiem czy jest już suchy. Na wierzchu ciasta powstanie bardziej twarda skorupka, a całe ciasto może się troszkę zapaść. Jest to zjawisko normalne. Ciasto ostudzić w formie, następnie przełożyć na kratkę do całkowitego wystudzenia i stężenia.

krem imbirowy
500 ml śmietany kremówki
250 g sera mascarpone
spory kawałek kłącza imbiru*
pół szklanki cukru (do smaku)

Kłącze imbiru obrać, zetrzeć na tarce, umieścić w garnuszku ze śmietanką i cukrem, zgotować. Odstawić do przestudzenia i przecedzić przez sitko. Śmietankę porządnie schłodzić, ubić na sztywno i stopniowo dodawać ser.

uwagi:
1. Żeby krem był żółty (ja chciałam) można na etapie gotowania można dodać do śmietanki kilka nitek szafranu lub kilka kropel barwnika na etapie ubijania
2.Ponieważ pamiętam czasy kiedy nie było to dla mnie oczywiste chciałabym podkreślić: żeby śmietana kremówka się ubiła musi być naprawdę dobrze schłodzona co oznacza, że potrzebuje min paru godzin w lodówce
3. Wykonanie kremu przedstawiało parę trudności np. nie trywialnym pytaniem było czy po zagotowaniu śmietanki można ją jeszcze ubić (znalazłam taki przepis i się wyjaśniało): tak


czwartek, 16 lutego 2012

zawsze musi być ten pierwszy raz

Maciek wprawdzie zawsze, natychmiast po tym stwierdzeniu dodaje, że istniej wiele rzeczy i czynności, których nie chciałby robić nawet ten pierwszy raz, ani w ogóle. Myślę, że smażenie faworków zalicza się u niego do tej drugiej kategorii. Zwłaszcza, że coś tam marudził, że może mniej tłuste, jak go pytałam czy woli pączki czy faworki.
Mama poproszona o pomoc bezczelnie jej odmówiła mówiąc że nie umie, nie wie, nigdy nie robiła. Fakt faktem, że palców u moich kończyn na pewno starczy żeby policzyć ciasta, które zrobiła za mojej pamięci. A przy paczkach czy faworkach nie widziałam jej tym bardziej nigdy.
Ponieważ ciasto drożdżowe i ja nie dogadujemy się zbyt dobrze postawiłam na faworki. W każdym przepisie jest trochę inaczej i co do większości mam poważne wątpliwości (w jednym trzeba walić wałkiem, w drugim nie, w jednym jest odpoczywanie ciasta, w innym nie itd). W końcu zawierzyłam "Kuchni Polskiej", która wad ma wiele (pisałam już o tym tu), ale przynajmniej był rysunek przedstawiający "przewijanie", które wcześniej stanowiło dla mnie zagadkę. Miło, że obrazek był, bo (choć pewnie świadczy to o moim niskim poziomie inteligencji i wyobraźni przestrzennej) nie wpadałabym jak to zrobić. Zrobiłam faworki z poniższego przepisu, kazałam mamie spróbować i poskarżyłam się, że wolałabym takie chrupiące, na co usłyszałam:
-No bo powinnaś je była bardziej przemrozić i zrobić cieńsze.
- Skoro wiedziałaś to czemu mi nie powiedziałaś?!
- No bo jak ja mam ci powiedzieć skoro jeszcze nie zrobiłaś?

Ręce opadają jak już zrobiłam to po grzybach przecież!
A na kota też zawsze można liczyć "Wiewióreczko nie wchodź mi tu,
bo zadepczesz śnieg" odwracam się na ułamek sekundy, a śnieg zadeptany.

Chrust / faworki
200 g mąki
3 żółtka,
sól,
3-4 łyżki gęstej śmietany
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia (opcjonalnie)
1 łyżka spirytusu

500g tłuszczu do smażenia
cukier puder do posypania

Mąkę wymieszać ze śmietaną, zrobić zagłębienie i dodać żółtka, szczyptę soli i proszek. Wymieszać wszystkie składniki( w tym miejscu dodałam też spirytus, ale nie wiem czy dobrze) i wyrobić ciasto na jednolitą masę. Ciasto ma mieć gęstość ciasta kluskowego (sic! - nigdy nie robiłam klusek! A w dodatku w większości przepisów w tym miejscu powinnam walić w ciasto wałkiem przez 2-20 minut. Ja rozwałkowałam ciasto kilkakrotnie składając je i rozwałkowując jeszcze raz, a potem dla pewności pookładałam jej jeszcze trochę wałkiem i odłożyłam na chwilę dla "odpoczynku", a we międzyczasie tłuszcz się rozgrzał) Ciasto wałkować partiami dosyć cienko (zrobiłam tak cienko jak umiałam), starając się jak najmniej podsypywać mąką. Krajać radełkiem (co to ?!) lub nożem na paski szerokości 3 cm, długości 15 cm. Każdy pasek przekrajać w środku, wzdłuż na przestrzeni 5-6 cm i przewinąć. Zrobić próbę temperatury tłuszczu wrzucając kawałeczek ciasta, jeżeli zaraz podpłynie i szybko się zarumieni, można smażyć. Ciasto omieść z mąki pędzelkiem, wkładać na tłuszcz i smażyć z dwóch stron na jasnozłoty kolor przewracając widelcem. Wyjąć osączyć na bibule, przełożyć na talerz, oprószyć cukrem. Okładać w piramidkę na okrągłym, szklanym półmisku ( a to po co ?). Chrust można przyrządzić bez proszku spulchniającego.

Przepis (bez moich komentarz w nawiasie) pochodzi z "Kuchni Polskiej", a to inne przepisy które podglądałam: 1 i 2

czwartek, 9 lutego 2012

bo na ochotę nie ma rady

Nie przepadam za ciastami z kremem. Nie jestem fanką budyniu. Do tej pory kremówki mogły dla mnie nie istnieć. Ale odkąd zobaczyłam przepis na kremówkę tu (okraszony komentarzem na temat wyższości domowych wypieków nad kupnymi) nie mogłam przestać o niej myśleć.
Zrobiłam.
Większość dzisiejszego dnia spędziłam zabierając się do pracy, albo robiąc ową upragnioną kremówkę.
A potem się okazało, że mój braciszek urobił mamę na truskawki.
Czasem jednak młodsi bracia się przydają - choćby po to żeby w połowie lutego można było raczyć się domową kremówką z truskawkami. Bomba! M. stwierdził, że jest to jedno z najlepszych ciast jakie w ostatnim czasie upiekłam, a przecież on celuje w ciasta owocowe, kwaskowate i sam stwierdza, że ciast z kremem nie lubi.

kremówka
(stąd)
ciasto:
2-2,5 szkl. mąki krupczatki
1 kostka masła (stara kostka - 250 g)
3 łyżki kwaśnej śmietany
3 żółtka
szczypta soli, szczypta cukru
krem:
1 szkl. cukru + 1-2 łyżki cukru z wanilią
3 łyżki mąki
150 g masła
4 żółtka
1/2 l mleka

+ cukier puder

Ciasto: mąkę (z solą i cukrem) posiekać dokładnie z zimnym masłem, dodać zimną śmietanę i żółtka, zagnieść szybko ciasto, dobrze schłodzić (najlepiej przez noc). Rozwałkować cienko na placek wielkości podwójnej dużej blachy, przekroić na pół, upiec w 200'C, ostudzić.

Krem: Cukier i cukier z wanilią wymieszać z mąką, utrzeć z masłem na bardzo gładką masę. Pod koniec wetrzeć żółtka. Do kremu powoli wlewać wrzące mleko, następnie całość gotować na wolnym ogniu cały czas mieszając, aż masa dobrze zgęstnieje. Przestudzonym kremem przełożyć płaty ciasta, schłodzić, posypać cukrem pudrem

P.S. użyłam słowa "kremówka" tylko 6 razy (łącznie z tym) doceńcie moją powściągliwość ^^

na mrozy

Mrozy - 20*C to niestety nie pora na zwiedzanie Krakowa. Po Kazimierzu i po Starówce powinno się spacerować i tylko od czasu do czasu przycupnąć w barze/knajpce/pubie, tylko jak wybrać skoro mróz zapędza nas do tej pierwszej z brzegu ?
W muzeum Fabryce "Emalia" Oskara Schindlera radzę nie oddawać kurtki - przynajmniej jak sa takie mrozy na zewnątrz
A do Muzeum Inżynierii Miejskiej wybrać się w miarę wcześnie. Na pewno nie 2 h przed zamknięciem :]

Z zalet naszych "zimowych ferii"
Byłam wreszcie w Cafe Camelot
Codziennie jedliśmy w restauracji (!)
Zobaczyłam śliczne mieszkanie, wynajmowane przez siostrę M. - te drzwi są obłędne, a to że jest troszkę ciasne i zagracone dodaje mu tylko uroku. Tworzy się eklektyzm.
Mieszkanie mojego brata jest tez super - bardziej wygodne i nagrzane, ale troszkę mniej urocze jak wyrwane z katalogu IKEA
Pojeździłam na desce - po raz pierwszy od 3 lat i trochę mnie wszystko boli (6h bądź co bądź) i nawet -10*C mi nie straszne.
ot co !

Wiem Kraków to nie Śląsk, ale leży Śląska bliżej niż Warszawa. Na pocieszenie na mrozy.
Ja robiłam z przepisu z Kwestii Smaku i ten przepis podaję, ale zamiast gorgonzoli (której u nas na wsi kupić się nie da) były skwarki z boczku i bryndza z kubeczka

Kluski śląskie:

1 kg ziemniaków*
około 8 łyżek mąki ziemniaczanej
1 małe jajko (można pominąć)

ok 200 g wędzonego boczku
opakowanie bryndzy

Ziemniaki obrać, opłukać, większe podzielić na połówki. Włożyć do dużego garnka, zalać zimną wodą, posolić i zagotować. Gotować do czasu aż ziemniaki będą miękkie, ale nierozgotowane. Odcedzić i od razu zmielić w maszynce lub przecisnąć przez praskę. Dokładnie ostudzić i odparować, nie przykrywać podczas studzenia. (MOŻNA ZROBIĆ DZIEŃ WCZEŚNIEJ) Sprawdzić czy ziemniaki są odpowiednio słone, jeśli nie - posolić do smaku.Wyłożyć na stolnicę lub blat kuchenny podsypany mąką ziemniaczaną, zrobić wgłębienie i wbić w nie jajko (jeśli je używamy) oraz wsypać 7 łyżek mąki ziemniaczanej. Zagnieść gładkie ciasto (trwa to chwilkę), łącząc składniki w kulkę, w razie potrzeby podsypać 2 - 3 łyżki mąki ziemniaczanej. Ciasto podzielić na 4 części, kolejno formować średnio grube wałki, odcinać 3 - 4 cm kawałki ciasta i formować z nich kulki, palcem lub końcem drewnianej łyżki zrobić dziurkę w środku. Zagotować osoloną wodę w dużym garnku. Gdy będzie wrząca włożyć pierwszą partię klusek i jak tylko wypłyną na powierzchnię,wyłowić je łyżką cedzakową na talerz. Powtórzyć z resztą ciasta.

W międzyczasie boczek pokroić w drobną kostkę, wrzucić na patelnie, smażyć na średnim ogniu aż tłuszcz się wytopi. Kluski podać polane tłuszczem i posypane skwarkami, a bryndzę jak kto woli