piątek, 27 stycznia 2012

ogród wertykalny

Ze statystyki wynika, że dość regularnie wpadają do mnie osoby zainteresowane ogrodami wertykalnymi i tym jak je zrobić. Dlatego postanowiłam podzielić się tą wiedzą jaką mam (i przypomnieć, że grupa moich znajomych chętnie taki wykona).
Więc zaczynamy:

1. do wykonania ogrodu wertykalnego potrzebujemy ściany. Wbrew pozorom wcale nie takiej dużej (można np. wykonać ogródek ziołowy między szafkami, a blatem w kuchni). Natomiast dobrze by było żeby była pusta (bez obrazków i ozdobników) i nośna żeby wytrzymała kilka dodatkowych kilogramów obciążenia (całkowita masa to ok. 50 kg na metr kwadratowy ogrodu). W polskim klimacie ważne jest również żeby była wewnątrz budynku, ponieważ wytrzymanie mrozu -10 -15*C z gołą bryłą korzeniową nie jest zbyt prawdopodobne. W krajach o łagodniejszej zimie np. Francji, ojczyźnie pomysłodawcy ogrodów wertykalnych mogą sobie rosnąć na zewnątrz. U nas niestety nie.

2. drugim elementem potrzebnym jest płyta PCV grubości do 10 mm. Zapewnia izolację - nie boimy się zawilgocenia ściany, a także jest podporą i utrzymuje ogród w pożądanej pozycji. Jeśli powierzchnia zielonej ściany miałaby być naprawdę duża może się okazać niezbędny dodatkowy stelaż, ale w przypadku ścian o powierzchni kilku metrów kwadratowych wystarcza taki do płyt kartonowo-gipsowych (całkowita masa to ok. 50 kg na metr kwadratowy ogrodu). Poszczególne płyty przyczepiamy do stelaża za pomocą nitów, a kleimy pomiędzy sobą za pomocą klejów silikonowych (dodatkowe uszczelnienie, możne też użyć na nitach, dla pewności)

3. elementem w liczbie sztuk dwa potrzebny jest filc poliamidowy grubości ok. 3mm. Jak się dowiedziałam jest to zwyczajny filc, taki kupowany na metry, a kolor jest nam obojętny, bo roślinki i tak go zarosną. Jego porowata struktura pozwala na przepływ powietrza, a ponieważ jest syntetyczny to nie zetleje i nie zmieni kształtu z upływem czasu. Do płyty PCV przyczepiamy obie warstwy za pomocą zszywek tapicerskich. Za ich pomocą również tworzymy "kieszenie", których kształt i wielkość zależą tylko od naszej fantazji tudzież od założeń projektu. Kojarzy mi się to trochę z pikowaną kołdrą :)
Następnie w wykonanych kieszeniach robimy nacięcia (tak żeby nasza bryła korzeniowa bez problemu się zmieściła, choć nie powinny być większe niż 10 cm) i umieszczamy w nich rośliny.

4. potrzebujemy jeszcze rur nawadniających. Tu nadadzą się takie same rurki jak w normalnych systemach nawadniających, z dziurkami po bokach.Biegną poziomo przez całą szerokość ogrodu, a pożywka spływa siłami grawitacji :) Ich ilość rur zależy od wysokości ogrodu. Nie należy ich umieszczać (choć jest taka pokusa - spokojnie i tak nie będzie ich widać) pomiędzy warstwami filcu, ponieważ pożywka mineralizuje się wtedy i zapycha dziurki.
Będąc przy nawadnianiu dodam jeszcze, że potrzebujemy: pompy, rur doprowadzających pożywkę, zbiornika na pożywkę, mieszadła do pożywki oraz najlepiej jakiegoś systemu sterującego, który będzie kontrolował skład, pH i podawanie pożywki (ciśnienie około 3 bary, 3 do 5 razy dziennie, 1–3 minut, w szczególnych wypadkach do 5 minut, 0,2–0,3 g soli/l) dobrze jest też żeby pożywka krążyła w systemie zamkniętym (szkoda pieniędzy na nawozy i kary za wpuszczenie pożywki do kanalizacji)



5. potrzebujemy też oczywiście roślin. Wybierając rośliny warto pamiętać o :
  • ich potrzebach klimatycznych (najlepiej żeby pochodziły z jednej strefy klimatycznej i miały podobne wymagania temperaturowe)
  • głębokości korzenienia się
  • ekspozycji słonecznej
  • potrzebach pielęgnacyjnych


Dorzucam kilka zdjęć z ulotki o jedynej** ścianie wertykalnej w Polsce (pisałam o niej tu) oraz odręczny schemat by me. Jest trochę koślawy, więc uściślę, że PCV powinno wszędzie mieć jednakową grubość, a mocowanie takie jak je przedstawiłam na rysunku sprawdzi się tylko w przypadku naprawdę malutkiego ogródka, że filc na rysunku nie jest przyczepiony bo wtedy nic a nic nie dało by się zobaczyć i że nie należy się śmiać z moich koślawych roślinek o zielonym systemie korzeniowym (nie miałam beżowego długopisu, a białych by nie było widać). I że skaner urody mu nie dodał :P (P.S. Dzięki Kwiatek)
Aha, i jeszcze jedno :
mam nadzieję, że moje wypociny się komuś przydadzą, że może ktoś zechce taki ogródek u siebie ?
może ta wersja lepsza?

**EDIT: W tej chwili już nie jest jedyna - w Poznaniu w jakimś SPA i w Warszawie w jednej z restauracji są już inne ściany, a to tylko te o których słyszałam. Może ich już być więcej

zimno


Mróz gryzie w policzki, a wiatr bezczelnie przepycha się między guzikami pod płaszcz. Trzy godziny jazdy tylko po to żeby oddać promotorce klucze.Dobrze, że w metrze jest ciepło. Człowiek na przeciwko mnie. Szaro-czarny, chyba nie z tej bajki. Rozłożony swobodnie na dwóch siedzeniach, ze słuchawkami, za głośno rozmawiający przez telefon i w czarnych okularach, w słabo oświetlonym jarzeniówkami pociągu. Tylko ta jego torba; czarna, lśniąca, ogromna. Piękna.
Pół drogi zastanawiałam się zrobić zdjęcie tej parze (pięknej torbie i jej nadętemu właścicielowi)?

Wolę zwykłych pasażerów. Takich, którzy nie narzucają mi swojego image'u, nie wymuszają uwagi. W takich pasażerach czasem znajduję jakiś drobiazg np. buty tej pani - ona zupełnie nieciekawa i niezbyt ładna, ale takie buty bym chciała mieć. Ciekawe gdzie je kupiła? Nowe ? Chyba tak, bo białe wyściełające futerko jeszcze się nie zmechaciło i nie ściemniało...

Na rozgrzewkę powtórka z dżemu pomarańczowego stąd ( a ja pisałam o nim tu)

Marmolada z imbirem i whisky
1 kg pomarańczy (najlepiej sewilskich )
1 cytryna (niewoskowana)1kg cukru
1 kawałek świeżego korzenia imbiru
100-150 ml whisky dobrej jakości
muślin
zester
sznurek
duży garnek z grubym dnem

Pomarańcze porządnie szorujemy pod ciepłą bieżącą wodą i przekrawamy na połówki. Nad miską wyciskamy z nich sok i zachowujemy go na później.>Metalową łyżeczką >wyskrobujemy pestki, błonki i cały miąższ. Zachowujemy.Kawałek muślinu (30x30cm) wkładamy do oddzielnej miski. Umieszczamy w nim całe ‘wnętrzności’ pomarańczy razem z pestkami. Umytą cytrynę przekrawamy na pół, wyciskamy z niej sok, który dodajemy do soku wyciśniętego z pomarańczy, a cała resztę przekładamy do muślinu. Muślin zawiązujemy ciasno sznurkiem. Skórki z pomarańczy obieramy za pomocą zestera lub dzielimy na trzy kawałki i kroimy ostrym nożem na cienkie paski uprzednio pozbywając się białych skórek. Do dużego garnka (koniecznie z grubym dnem) umieszczamy muślin z całą zawartością, sok z pomarańczy i cytryny, pokrojone skórki z pomarańczy i 2 litry zimnej wody. Przykrywamy pokrywką, wstawiamy do lodówki i zostawiamy na całą noc.
Na drugi dzień rondel wraz z całą zawartością stawiamy na palniku i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy na małym ogniu przez około godzinę, aż skórki pomarańczy będą przeźroczyste,a ilość płynu zmniejszy się o 1/3.
Zestawiamy z palnika i zostawiamy do ostygnięcia.W tym czasie przygotowujemy słoiki – myjemy je w ciepłej wodzie i suszymy w gorącym piekarniku. Trzymamy w cieple.Muślin wyjmujemy z garnka i (trzymając go nad garnkiem) bardzo dokładnie wyciskamy całą jego zawartość. Nie oszukujemy . Stąd pochodzą pektyny
Do garnka dodajemy cukier oraz starty imbir. Powoli doprowadzamy do wrzenia, ciągle mieszając, aż cały cukier rozpuści się. Do zamrażalnika wstawiamy mały talerzyk.Marmoladę gotujemy na silnym ogniu przez 15 minut (na tym etapie marmolady nie mieszamy) i robimy test na talerzyku (zgęstnieje do postaci gęstego karmelu). Jeśli ktoś ma termometr, marmolada powinna być gotowa przy temperaturze 105C. Jeśli po 15 minutach nasza marmolada nie jest gotowa, gotujemy ją dalej. Może to zająć nawet do 45 minut.Gdy marmolada jest już gotowa dodajemy whisky i gotujemy jeszcze przez chwilę. Gorącą marmoladę przekładamy do ciepłych słoików, zakręcamy, dokręcamy i ustawiamy na zakrętkach do całkowitego ostygnięcia.

środa, 25 stycznia 2012

schabowy makeover

Kotlet schabowy po wizycie u stylistki postanowił coś w sobie zmienić. W końcu panierka z bułki tartej nasiąknięta tłuszczem jest już taka passe! Postawił na sezam. Może to nie jest najnowszy krzyk mody, ale moda przemija. Natomiast on jest bądź co bądź daniem głównym, a to zobowiązuje. Minimum elegancji musi być!
A skoro już o tym mowa to trzeba przestać się pokazywać ze starymi nudnymi ziemniakami. One to potrafią leżeć na żołądku, albo bokiem wychodzić!
Sałatka jest znacznie bardziej uroczą i lekkostrawną towarzyszką. Na przykład taka z kremowym serkiem brie, blanszowaną cukinią i papryką... i z sosem z odrobiną ekstrawaganckiej melasy. Tak to odpowiednia towarzyszka do obiadu!

sezamowy schabowy
5-6 kotletów ze schabu
150-170 g sezamu
3 łyżki bułki tartej
3 łyżki mąki
1 jajko
4-5 łyżek wody
sól, pieprz, chilli do smaku

Kotlety rozbić, jajko "rozbełtać" z wodą, sezam z mąką, bułką i przyprawami wymieszać. Rozklapane kotlety maczać w jajku i dokładnie obtoczyć w suchych składnikach, smażyć z obu stron na rozgrzanej patelni

sałatka z melasą
mieszanka sałat
opakowanie serka brie (120 g)
po pół papryki czerwonej i żółtej
pól niedużej cukinii

dressing:
1,5 łyżeczki melasy
3-4 łyżki soku pomarańczowego
3 łyżki oliwy z oliwek
łyżeczka octu balsamicznego
1 ząbek czosnku, zmiażdżony

Cukinię pokroić w słupki, zblanszować w lekko osolonej wodzie, ser i papryki pokroić w kostkę; umieścić w misce razem z sałatą i zalać sosem.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

spóźniona

jestem jak zwykle. Wczoraj była impreza niespodzianka-posiadówka taty i sporo się napracowałam, żeby do niej doprowadzić (choć bez zgrzytów się nie obyło), ale wyszła fajnie. Tata wydawał się naprawdę zadowolony.
Ponieważ jest kolejna sałatkowa akcja u Peli, a i większość osób zaproszonych stara się dbać o wagę postanowiłam postawić na sałatki. Miały być 2 sałatki : ulubiona (długo się zastanawiałam jaka to) i jakaś z archiwum. Z archiwum wygrzebałam więcej niż jedną (jak ciężko było się zdecydować!) i postanowiłam, że wybiorę najlepszą. Tylko akcja była do niedzieli i jak zwykle nie zdążyłam.

Moja ulubiona sałatka to: z makaronem sojowym/ryżowym, rzodkiewką i ogórkiem. Wprawdzie można było potraktować to archiwalnie, ale świetna to była okazja żeby zrobić.

sałatka wiosenna
paczka makaronu ryżowego/sojowego
2 nieduże ogórki wężowe
4 rzodkiewki
pół piersi z kurczaka

kilka kropli oleju sezamowego
na marynatę:
sok z ½ cytryny
kilka chrustów sosu sojowego
dwie łyżki oleju
(opcjonalnie)na sos:
pęczek koperku/ząbek czosnku
opakowanie jogurtu naturalnego
sól i pieprz
Kurczaka kroję na niewielkie części, najlepiej w paseczki. Mieszam składniki marynaty, polewam nimi mięso, odstawiam na pół godziny.
W międzyczasie kroję ogórka i rzodkiewki (np. w słupki). Przygotowuję makaron sojowy.Kurczaka smażę na silnym ogniu, najlepiej w woku, następnie studzę.
Mieszam z resztą składników. Dodaję sos.

Oryginalny przepis pochodzi stąd, a moje poprzednie wersje są tu i tu

A najlepsza okazała się sałatka z kurczakiem na ostro. Tacie bardzo smakowała i jako jedyna zniknęła w całości. W stosunku do wersji oryginalnej zaszło wiele zmian ze względu na niedostępność imbiru czy pistacji... tu można zobaczyć oryginalny przepis.

sałatka z kurczakiem na ostro

2 piersi kurczaka
mieszanka sałat
pomidorki koktajlowe lub 4 zwykłe pokrojone w "8ki"
1 mała cukinia pokrojona w słupki, zblanszowana w osolonej wodzie

marynata do mięsa:
łyżeczka pasty przyprawowej harissa
łyżeczka kurkumy
łyżeczka ostrej papryki
pół łyżeczki chilli
łyżeczka sosu sojowego
łyżka octu balsamicznego
pół szklanki soku grapefruitowego
sok z cytryny
2 ząbki czosnku zmiażdżone

dressing:
4 łyżki oliwy z oliwek
łyżeczka octu balsamicznego
łyżeczka ostrej musztardy
2 łyżeczki musztardy z całymi ziarnami gorczycy
sól pieprz do smaku

kurczaka ponakrawać, umieścić w marynacie wstawić do lodówki min na 2 h (może być nawet cała noc). Piersi wyjąć z marynaty upiec. Sałaty wymyć, wymieszać, pomidory i cukinię pokroić, ta ostatnią zblanszować. Kurczaka pokroić. Całość wymieszać, zalać dressingiem podawać z grzankami.

EDIT: akcja została przedłużona, więc nawet się na nią załapię :D

wtorek, 17 stycznia 2012

ferie ziomowe

Po kilku dniach szaleńczego gotowania i wekowania mama pojechała na narty. W lodówce zostały 3 pory i 3 zwiędłe cebule ;]
Zastanawiałam się co z nimi zrobić i już prawie byłam zdecydowana na przepis Liski - tartę z porów i ziemniaków, ale przypomniałam sobie pyszną zupę autorstwa babci M., którą jedliśmy jakiś czas temu. Pamiętam swoje zaskoczenie (dobre!). Wcześniej byłam przekonana, że nie lubię porów.

zupa porowo-ziemniaczana
3 lub 4 średnie pory (biała część)
5-7 ziemniaków średnich
2-3 łyżki masła lub oliwy smakowej
1,2 l bulionu
parmezan lub inny twardy ser do podania

Pory przekroić wzdłuż, opłukać (żeby pozbyć się piasku), a następnie pokroić na około 2 cm paski. W garnku rozpuścić 2 łyżki masła i wrzucić pory. Mieszając od czasu do czasu krótko podsmażyć, dodać wody, przykryć. Obrać i pokroić w drobną kostkę ziemniaki, dorzucić do porów i zalać całość gorącym bulionem. Gotować aż ziemniaki będą miękkie, doprawić, podawać ze startym serem.

P.S.
Bogu dzięki za ferie!! przez najbliższe 2 tygodnie będzie można się po Warszawie poruszać w miarę normalnie! Wstawać 15 minut później! I przestać zgrzytać zębami w samochodzie ;]

piątek, 13 stycznia 2012

trzynastego w piątek


wiatr duje, śnieg pada i się roztapia, a chmury wiszą tak nisko, że niebo na pewno spadnie nam na głowy. Wstawanie o 5.30 rano i nerwy w kolejce po bilet do Skierniewic, który okazał się być biletem do Siedlec (w drugą stronę), bo pociąg odjeżdża za 6 minut (7.09).
Takie dni powinno się spędzać z miską rozgrzewającej zupy w ulubionym fotelu.
Zupa z czerwonej papryki była jednym z moich pierwszych popisów kulinarnych kiedyś bardzo dawno temu. Przepis mam zapisany skrótowo i odręcznie nie wiem nawet skąd. W oryginale zupa była lekko słodkawa, troszkę za bardzo pomidorowa jak na mój gust. No i tym razem zrobiłam ją na pikantno.
Ja jadłam z ryżem i łyżką śmietany, M. w postaci pulpy chlebowej, gdzie być może w przestrzeniach międzygrzankowych znajdowała się zupa. Ale pewne to to nie jest.

zupa krem z czerwonej papryki
4 spore czerwone papryki
1 drobno pokrojona cebula
1,2 l bulionu
1 gałązka rozmarynu
papryka w proszku (ostra, chilli, słodka do wyboru i smaku)
1 łyżka koncentratu pomidorowego (org. 3 łyżki)
oliwa z oliwek
śmietana do podania

Z papryki usunąć gniazda nasienne, posmarować skórkę oliwą i zawinąć w folię aluminiową, a następnie grillować lub piec w piekarniku aż zmięknie. Przełożyć do torebki foliowej i odstawić na 20 minut aż ostygnie. Cebulę podsmażyć z rozmarynem (a potem go wyrzucić). Paprykę pozbawić skórki, pokroić w kostkę (można kilka kostek odłożyć, do dekoracji) i razem z cebulą dorzucić do bulionu. Gotować 15 minut, dodać koncentrat i paprykę w proszku, zmiksować. Podawać z kleksem śmietany i szlaczkiem papryki w proszku (lub odłożonymi kostkami)

(Wokulski na stacji PKP w Skierniewicach)

czwartek, 12 stycznia 2012

święta, święta i po świętach

Długo mnie tu nie było. Na swoje usprawiedliwienie mam, że każdą wolną chwilę staram się* poświęcać pisaniu pracy magisterskiej.
Mam nadzieję, że święta wszystkich czytających to osób były spokojne radosne i prawdziwie magiczne, jak na Święta przystało. A Nowy Rok bądzie pod każdym względem lepszy od zeszłego jak dobry ten 2011 nie był ;).
Tak serio mam nadzieję, że 354 pozostałych z 2012 dni będzie dla Was zmierzało ku lepszemu, że smutku nie będzie więcej niż te zdrowe, powiedzmy 15% (53 dni) i że dzięki ni docenicie te 301 dni radosnych. Życzę Wam wysypiania się w Nowym Roku (czyli tego czego sama najbardziej pragnę) i dużo słońca.

W przeciwieństwie do większości blogerek, które się na ten temat wypowiadały ja postanowienia mam (i na razie się trzymam, choć to dopiero 2 tydzień). Szczerze liczę, że przynajmniej część tej dobrej praktyki życiowej wejdzie mi w nawyk i później nie będzie wymagało kopania się w leniwą silną wolę. Dla bloga może to oznaczać, że będzie więcej sałatek, bo jednym z moich postanowień jest robienie i jedzenie ich w znacznie większych ilościach niż do tej pory.

Dosiego Roku !

*staram się co nie znaczy, że zawsze mi wychodzi i czasem cały dzień przetwieram się po domu nękana wyrzutami sumienia, ale zabrać się nie zabiorę.
Cóż nikt nie jest doskonały