poniedziałek, 31 października 2011

uparciuchy

Mój uroczy, kochany, młodszy braciszek uparł się, że chce zrobić lampion z dyni (wydrążyliśmy, wyciął 1 oko, a reszta została dla mnie)
Ja uparłam się i ryzykuąc urwanie ramienia przytaszczyłam 5 kg dyni makaronowej (znajomi na uczelni patrzyli na mnie jak na ufoludka)
z połówki mojej dyni wspólnymi siłami wykonaliśmy pierogi dyniowe (

w tym miejscu chciałam serdecznie podziękować mojemu, wspaniałemu mężczyźnie i mojej mamie za nieocenioną pomoc)
ja zrobiłam, farsz, ciasto, M. rozwałkował i pociął na kółka, a mama lepiła te śliczne brzeżki.

pierogi z dynią makaronową
350 g mąki
1 jajko
1/8 l wody
farsz (pomysł z przepisu na dynię makaronową wzięłam z książki "Klapsa czy Konferencja"*)
2,5 kg dyni makaronowej
główka czosnku
150 g masła
2 łyżki bułki tartej
sól, gałka muszkatołowa, garść suszonej mięty


Dynię wydrążyć, posypać solą, zawiąć w folię aluminiową i upiec do miękkości (ok godziny). Czosnek drobno posiekać, wymieszać z masłem, włożyć masło zw wydrążoną"dziurkę". Wystudzić, osączyć zbędną wodę, wymieszać z bułką, doprawić. Zagnieść ciasto na pierogi, lepić.


*Liska pisała o niej tu

piątek, 28 października 2011

kurka wodna


Dumna niesłychanie z siebie przytaszczyłam do domu 5 kg (mało mi torba ramienia nie oberwała) dyni makaronowej i jeszcze kilogramowy kawałek "bledziocha", który nie wiem jak się nazywa ale dynią niewątpliwie jest. I on poszedł na pierwszy ogień, a właściwie na zupę.
Od razu się tłumaczę - nazywa się kurka wodna, bo zawiera kurki i kurczaka. Całkiem smakowita.

Z ciekawostek ostatnio dowiedziałam się, że słowo "kurczak" wywodzi się z gwary warszawskiej dla której charakterystyczna była końcówka -ak, póki istnieli jeszcze rdzenni warszawiacy. Wcześniej mówiło się kura, albo kurczę, alko kur... a przynajmniej tak twierdzi mój przewodniczy znajomy

kurka wodna z dynią
1 duża pierś z kurczaka
5-6 średnich ziemniaków
ok 350 g dyni
3 marchewki
ok 400g kurek
woda
sól, pieprz, papryka do smaku

Kurczaka pokroić w kostkę, wrzucić do wody, zagotować (najprawdopodobniej trzeba będzie zszumować). Obrać ziemniaki, dynię i marchewkę. Dynię i ziemniaki pokroić w kostkę i razem z kurkami dorzucić do "rosołu", kiedy będą miękkie dorzucić marchewkę, doprawić, podawać gorące


czwartek, 27 października 2011

zdefiniuj kształt gruszki


Z jakiegoś powodu zostałam uznana za wdzięczny obiekt do wpychania mu owoców. Cóż może dlatego że takim jestem ? Z Majkowsi wróciłam obarczona jabłkami (piękne ligole), kilogramem tarniny (zostanie przerobiona na nalewkę przez Wojciecha) i plecakiem pełnym małych brązowawych i niezbyt urodziwych gruszek, które przerobić musiałam sama.
Przyznam się że mi to ciasto nie smakuje. Za słodkie, za miękkie za bardzo maślany spód. Ale M. i Młody uznali je za dobre, a jeśli eksperyment będę powtarzać to mocniej podpiekę ciasto.


tarta gruszkowa z kawową nutą
ok 1,5 kg małych gruszek
200 g masła
1 żółtko
150 g mąki (pół pszennej, pól pełnoziarnistej, u mnie mieszane ziarna)
3-4 łyżki cukru
pół szklanki mocnej kawy
3/4 szklanki cukru
szklanka wody

Zagnieść ciasto (mąka mniejsza ilość cukru, masło, żółtko), wylepić nim formę i wstawić do lodówki. Cukier z 2 łyżkami wody umieścić w rondelku, podgrzewać mieszając aż się rozpuści i nabierze ładnego bursztynowego koloru, dolać wodę (jak przestanie wrzeć) kawę zdjąć z ognia. Wstawić ciasto do piekarnika nagrzanego do 170*C piec ok 15 minut, do złotego koloru.
Gruszki obrać pokroić na 3 plastry. 2 zewnętrzne plastry ułożyć ciasno na podpieczonym cieście, z 3 wyciąć gniazdo nasienne i pokroić w kostkę, kotkę posypać szczeliny między plastrami, a następnie polać wszystkie gruszki syropem kawowym i wstawić do piekarnika na 30-40 minut

wtorek, 25 października 2011

zmeczenie materiału


To było kilka naprawdę ciężkich dni, a tydzień się jeszcze nie skończył.
Dziś na przykład spałam 4 h, wczorajszy dzień poświęciłam prezentacjom i referatom, a w niedzielę szlajałam się po mokrej i zimnej Majkowsi robiąc zdjęcia krzunom i chwastom, po uprzednim podwiezieniu dziadkom ostatniego ciasta (które robiłam w piątek i sobotę). Razem wyszły 2 torty, biszkopt, placek ze śliwkami, babka kokosowa i ciasto z owocami i budyniem (oba "lekko" spalone) A w czwartek albo środę było ciasto (chlebek) dyniowo-bananowe z przepisu Asi z Kwestii Smaku.
Ale zdjęć nie ma. Aparat też jest zmęczony (i głodny) robi "brudne" zdjęcia i takie "pin-ping", które znaczy "spierdalaj, póki nie dostanę nowych baterii nie robię", a ja nie mogę ani znaleźć akumulatorków, ani się zdecydować żeby zakupić nowe.

Chlebek dyniowo-bananowy pachnie i smakuje jak piernik, trochę się rozpada przy krojeniu i jest b. dobry z dżemem (obniżyłam trochę ilość cukru, zastąpiłam kilka składników w stosunku do oryginału)
150 g pieczonej dyni (zważonej po upieczeniu)
2 szklanki mąki razowej (u mnie 3 zboża)
11/2 szklanki płatków owsianych + do posypania formy
1/4 szklanki cukru
2 płaskie łyżeczki sody
pół łyżeczki cynamonu
50 g masła roztopionego
1/4 szklanki oliwy extra vergine
1/3 szklanki płynnego miodu/ syropu klonowego
2 czubate łyżki dżemu
2 jajka
1 duży banan

zmiksować razem wszystkie składniki mokre, suche zmieszać w misce i połączyć (krótko wymieszać) z mokrymi. Wyłożyć ciasto do przygotowanej (wysmarowanej i posypanej bułką/mąką/kaszą manną) formy. Piec 45 minut lub do suchego patyczka w temp 170*C


niedziela, 16 października 2011

mały wyjazd - Małe Pininy


Taki wyjazd dobry dla zdrowia psychicznego. Oderwanie się od rutyny; zanim się jeszcze w nią na dobre wpadło, no ale później taki wyjazd nie byłby możliwy, a już na pewno nie byłby przyjemny. Teraz też pogoda nas nie rozpieszczała. Słońca było troszkę pierwszego dnia, a ostatniego już było sporo śniegu zmieszanego z deszczem. Pfuj!
Ale po takiej śniegowej, wietrznej wycieczce docenia się bardziej luksus łóżka z ciepłą kołdrą i gorącego prysznica, z cytrusowym żelem i (przynajmniej w moim wypadku) płaskie drogi Mazowsza.
A z drugiej strony widoki były ładne, wspomnienia z takich, które rozświetlają duszę w ponure zimowe dni. A na dodatek dostałam pochwałę, że miałam dobre tempo i byłam dzielna, a takie stwierdzenie z ust mojego Ukochanego Mężczyzny, który góry i zmęczyć się uwielbia, to nie byle co !A na koniec, na dokładkę przepis na ciasteczka, które nie wyszły tak jak miały, ale swoje zalety jednakowoż posiadały.
Jest dla mnie niezmiennym zaskoczeniem, że masło orzechowe nie posiada właściwości prawdziwego masła. Tym razem przekonałam się o tym próbując zastąpić prawdziwe masło orzechowym w najprostszych ciasteczkach maślanych*, które M tak lubi, a które ja lubię mu piec jak wyjeżdża w góry. Efekt jest taki, że ciastka nie były chętne się lepić, a ich konsystencja nie przypomina tej do której jestem przyzwyczajona. Być może dałoby się to uratować zastępując połowę masła orzechowego jednak tym zwykłym, ale okazało się nie posiadamy go w domy, więc pomogłam sobie olejem z pestek winogron.
Ciastka po upieczeniu są aksamitne w dotyku i tak delikatne, że kruszą się w palcach (dlatego nie ma zdjęć - po wpakowaniu do pudełka i przewiezieniu paręset km nadawały się głównie do jedzenia łyżeczką, w formie proszku).
A teraz o zaletach, bo powiedziałam przecież, że je posiadają. Są całkiem smaczne, sycące... i niebywale zapychające. Zapychające w tym sensie, że zamykają usta nawet największemu gadule. Mocno higroskopijne - do podawania tylko z dużą ilością płynów :)

higroskopijne ciastka na gadatliwych gości

150 g masła orzechowego
2 łyżki oleju słonecznikowego lub z pestek winogron
190g mąki
3-4 łyżki cukru pudru

zagnieść ciasto z podanych składników, w razie potrzeby dodać jeszcze trochę oleju. z ciasta uformować kulki trochę mniejsze od orzecha włoskiego i ułożywszy na blasze (wyłożonej papierem) rozpłaszczać delikatnie widelcem. Piec ok 10-15 minut w temp 175*C

* niezmiennie przepis zapożyczony od Dorotus wykorzystywany przeze mnie już np. tu

wtorek, 11 października 2011

przekąska

Myszkując w lodówce, w poszukiwaniu czegoś na obiad znalazłam 4 smętne, ostre papryczki, które kupiłam onegdaj na bazarku za złotówkę. Pomyślałam o nadziewanych serkiem papryczkach Jalapeño, których próbowaliśmy ostatnio w knajpie i postanowiłam, że przerobię je (papryczki, te smętne) na pikantną przekąskę dla mojego Mężczyzny. Jak raz w lodówce znalazła się również kostka serka kanapkowo-sałatkowego, więc zabrałam się do dzieła.
Zdjęcia nie mam, więc zastąpi je moje radosne dzieło w postaci rysunku poglądowego.


Nadziewane papryczki
3-6 małych czerwonych papryczek
opakowanie serka kanapkowo-sałatkowego
2 ząbki czosnku
oliwa z oliwek
pieprz czarny, kolorowy, "ostra" papryka, chilli

papryczkom odkroić łepek, ostrożnie (pestki i wyściółka zawierają najwięcej kapsaicyny odpowiedzialnej za ostry smak papryki) wypatroszyć, można zachować część pestek, potraktować moździerzem. Jedną z papryczek i czosnek drobno poszatkować, wrzucić do miseczki razem z 1/3 serka, przyprawami (tu do smaku) i ew. utłuczonymi pestkami. Wymieszać na gładką masę i napełnić nią papryczki. Resztę sera pokroić w plastry i wyłożyć nimi dno posmarowanego oliwą i wysypanego przyprawami niedużego naczynia żaroodpornego. Na wierzchu ułozyć napełnione papryczki, posmarować je oliwą i całość wstawić do nagrzanego (150*C) piekarnika na 20-30 minut

niedziela, 9 października 2011

gorzko gorzko

tort dla Teściówki. Starałam się żeby był jak najmniej słodki, gdyż słodyczy to ona nie lubi. Kostka gorzkiej czekolady starcza jej na tydzień, a mleczna i biała mogą dla niej nie istnieć. Szczęściara.
Tort więc gorzko-czekoladowy z nuta pomarańczy. A przy okazji odkryłam sposób na szybki, idealny mus czekoladowy - świetna konsystencja, dobry i dla miłośników gorzkiej czekolady i dla tych którzy wolą mleczną. Nie za słodki.

mus czekoladowy
250 g serka mascarpone
100 g gorzkiej czekolady
2-3 łyżki dowolnego likieru

czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, zacząć miksować mascarpone, dodawać sto0pniowo likier, a następnie stopioną czekoladę, dokładnie lecz nie za długo wymieszać.Przełożyć do miseczek (wychodzi ok. 6 niedużych porcji) Przetrzymywać w lodówce, ale chwilę przed podaniem wyjąć żeby się ogrzał (w lodówce twardnieje)

tort czekolada z pomarańczą
(bazę stanowił ten przepis pomniejszony o ilość cukru i dodałam troszkę więcej kakao)
2 nieduże pomarańcze lub 1 duża (z cienką skórką), o wadze w sumie ok. 375 g
6 jajek
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
200 g zmielonych migdałów
175 g drobnego cukru do wypieków
60 g kakao
masa:
mus czekoladowy (patrz wyżej) w wersji z likierem pomarańczowym i kilkoma kroplami aromatu

Pomarańcze (w całości) włożyć do garnuszka i zalać wodą do ich przykrycia. Doprowadzić do wrzenia i gotować 2 godziny, pod przykrywką. Wyłączyć, odlać wodę, pomarańcze całkowicie wystudzić (można zrobić to dzień wcześniej).
Ugotowane pomarańcze (w całości) włożyć do malaksera i zmiksować na lekką pulpę. Dodać pozostałe składniki i zmiksować, do połączenia.Ciasto przelać do formy i piec w temperaturze 180ºC przez 45 - 60 minut, w zależności od piekarnika, do tzw. suchego patyczka.
Ciasto całkowicie wystudzić, przekroić na pół. Przygotować mus, przełozyć nim połówki (na dekorację jest go trochę mało) Wstawić do lodówki na min godzinę. Podawać udekorowany skórką pomarańczową

środa, 5 października 2011

pa...ździernik

I nadszedł ten dzień. Straszny, kiedy to po cokolwiek nieudanej próbie zamordowania budzika podnoszę głowę i szczerze nienawidząc parszywego świata stwierdzam, że jest ciemno. Wyciągam budzik i ponownie sprawdzam godzinę. Nie, dobrze, jest 6. I jest ciemno. W takich chwilach nienawidzę równiutko całego świata. Jestem zbyt nieprzytomna jeszcze by uświadamiać sobie, że jest to wynik paru czynników takich jak : nasza strefa klimatyczna, mój rozkład zajęć, odległość domu od uczelni i fakt, że zdecydowałam się kontynuować studia. I to decyzje powzięta przez moich przodków (żeby osiedlić się właśnie w Polsce), rodziców (wyprowadzić się poza miasto) czy moje (uczelnia) zasługują (jeśli coś w ogóle zasługuje) na moje ciepłe uczucia. To zacznę uświadamiać sobie za jakąś godzinę (jeśli dobrze pójdzie) kiedy moje szare komórki się już nagrzeją, zastartują i podejmą pracę. Na razie przegryzając upieczony wczoraj placek z szynką parmeńską i figami nienawidzę świata troszkę mniej. Nurkuję w szafce w poszukiwaniu pudełka, na tenże mój, najnowszy wypiek, żeby wziąć go na uczelnię celem spożycia drugiego śniadania, skarmienia znajomych i przy okazji pochwalenia się trochę...
Usiłuję nie dostać paniki poszukując kluczyków. Za oknem już robi się jasno. Z braku przytomności nie uświadamiam sobie, że jeszcze kilka dni i pierwszą moją czynnością po wyjściu z domu będzie skrobanie szyby, po ciemku. Na razie nie jest jeszcze źle.
Wczorajszy dzień na przykład był może trochę nudny, ale całkiem przyjemny. Kiedy wstałam rano było jeszcze już jasno, był co drugi wtorek który mam wolny, więc pojechałam tylko na rosyjski, wróciłam pospałam i na Maćkowe pytanie:
"Co dziś ciekawego robiłaś?"
powiedziałam : "Gołąbki, z kaszą gryczaną i grzybami" zupełnie zgodnie z prawdą zresztą

Placek z figami i szynką parmeńską
cytuję za Arkiem

250g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
½ łyżeczki soli
¼ łyżeczki gałki muszkatołowej
50g plastrów szynki parmeńskiej (drobno pociętych)
4 figi pocięte w ćwiartki
2 jajka
50ml mleka
1 łyżka oliwy z oliwek extra virgin + 1-2 łyżki do skropienia przed pieczeniem
1 łyżka masła
½ czerwonej cebuli pociętej w piórka

Rozgrzej piekarnik do 180ºC.
Wyłóż blachę do pieczenia papierem i lekko posmaruj olejem.

Żeby zrobić ciasto wymieszaj mąkę, proszek do pieczenia, sól i gałkę muszkatołową a następnie dodaj jajka, mleko, oliwę i masło. Mieszaj aż składniki połączą się a ciasto będzie miało gęstą konsystencję, wtedy dodaj szynkę i lekko je zagnieć. Ułóż na blasze i uformuj prostokąt, następnie zaaranżuj na nim figi i cebulę. Skrop oliwą. Piecz przez 35-40 minut na środkowej półce piekarnika.

Po wyjęciu lekko ostudź, potnij na kwadraty i podawaj.

gołąbki z kaszą gryczaną
inspiracją był ten przepis. Sporo zmieniłam z racji specyfiki posiadanych produktów, ale nadal jest bardzo podobny. Jeśli coś dobrego wynikło z tej historii, to fakt, że przyciągnął moją uwagę do gołąbków gryczanych :)
1 glowka bialej lub rzymskiej kapusty
1 szklanka(3 torebki) kaszy gryczanej
2 garści spore suszonych grzybów
4-5 pieczarek
200g żóltego sera
1 jajko
2 ząbeki czosnku
1 duza szalotka
suszona pietruszka,suszony tymianek, majeranek (do smaku)
sol
pieprz czarny
bulion(ja użyłam grzybowych kostek rosołowych, ale może być warzywny)

Duży garnek napełnić woda. Kapustę obrać z wierzchnich liści i włożyć do garnka z gotującą się woda (kapusta powinna być cala przykryta). Przykryć garnek i blanszować kapustę na małym ogniu bardzo delikatnie obracając główkę jeden raz. Zblanszowaną kapustę ostrożnie wyjąc z garnka, delikatnie zdjąć liście i odłożyć do przestygnięcia. Z liści pościnać grube nerwy.
Kaszę gryczaną i grzyby(osobno) ugotować. Wywar grzybowy zostawić.
Na patelni rozgrzać 2 łyżki oleju i podsmażyć drobno pokrojona szalotkę. Gdy będzie szklista dodać ząbek czosnku, a następnie obrane, pokrojone pieczarki. Po chwili odcedzone i posiekane grzyby.
Gdy całość poddusi się, zdjąć z patelni, dodać do ugotowanej kaszy i całość doprawić przyprawami. Na samym końcu dodać lekko roztrzepane jajko i starty ser.
Na każdym liściu kapusty położyć łyżkę farszu i zwinąć do środka boki liścia, zagiąć nasadę tak by przykryła zawinięte boki i delikatnie zrolować cały liść.
Dno garnka z nieprzypalającymi rączkami (rzymskiego) zalać niewielka ilością bulionu, wyścielić pozostałymi liśćmi kapusty i ułożyć na nich gołąbki zawinięciem do dołu, ciasno jeden obok drugiego. Zalać gołąbki bulionem. Przykryć garnek pokrywka i piec w piekarniku ok. 1-1.5 godz w temp. 180 st C.
Gołąbki podawać z sosem z wywaru grzybnego

niedziela, 2 października 2011

sezon tortowy

i na pierwszy ogień idzie tort z bitą śmietaną lekko grapefruitowy - ten dla mojej mamy
zamówiony mam już podobny tylko żurawinowy i jeszcze jeden, który mogę sama skomponować.
Jeszcze są urodziny mamy M. za jakiś tydzień, a miesiąc później ojca M. ...
sezon tortowy uważam za otwarty

tort grapefruitowy z bitą śmietaną
biszkopt ( z tego przepisu)
5 jajek
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej

białka ubić na sztywną pianę, stopniowo dodawać (nadal ubijając):
cukier
żółtka po jednym
przesiane mąki
ciasto wlać do formy 20-22 cm wyłożonej tylko na dnie papierem do pieczenia piec 30-40 min w temp 160-170*C po upieczeniu spuścić na podłogę z wysokości ~60 cm
wystudzić w uchylonym piekarniku, pokroić na 3-4 blaty

poncz
sok z 2 sporych różowych grapefruitów
1/2 szklanki przegotowanej wody
1/4 szklanki spirytusu
łyżka cukru

masa śmietankowa(pożyczony stąd):
900 ml śmietany kremówki (36%)
250 g serka mascarpone
kilka łyżek cukru pudru, do smaku
ekstrakt pomarańczowy

śmietanę ubić, pod koniec dodać cukier i ekstrakt (nie za dużo) i krótko wymieszać z serkiem


biszkopt pokroić na blaty, nasączyć grapefruitowym ponczem, przełożyć masą (można do któreś warstwy dorzucić dżem, najlepiej pomarańczowy lub grapefruitowy, ale u mnie była śliwka ze skórką pomarańczową) wstawić do lodówki na min 3 h