piątek, 30 września 2011

och przypomniałam sobie co jeszcze lubię w jesieni!
Plaże. Puste, wietrzne plaże w interesujących odcieniach beżu i szarości. Czasem złamane odrobiną błękitu, zieleni a czasem ... czerwieni


Spacerując z M. po plaży gdzieś pomiędzy Dębkami i Gdańskiem trafiliśmy na brzegu plaży (śmiesznie brzmi) na kępkę maków najbezczelniej kwitnącą o tej porze roku !
Cudo!

czwartek, 29 września 2011

złota, moja, jesień

Dzisiaj nie było źle. O 6 rano odemknęłam lewe oko, odemknęłam prawe i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem całkiem rześka. Prawie wyspana (a całkiem wyspana jest stanem niemożliwym do uzyskania). Należy się cieszyć takim zjawiskiem, zwłaszcza, że niedługo trzeba już myśleć nad zmianą kołdry na puchową, a pierwszą czynnością po wyjściu z domu będzie skrobanie szyb.
Pfuj!
Jesień jest też porą kiedy Wiewiórka przynosi po 2-3 nornice lub myszy (dalej umownie zwane myszami) dziennie i rozpoczyna się mój dylemat. Co z tym stworzeniem zrobić?! Problem, który nurtuje moją mamę (rozkopią ogródek!) niemal mnie nie dotyczy, niech kopią. Muszę natomiast wybrać. Być niedobrą dla mojego ukochanego, słodkiego kotka (który jest bardzo z siebie dumny i za każdym razem nawołuje żebyśmy przyszli popatrzeć) czy może dla tego drobnego, uroczego stworzonka, wachlującego w przerażeniu wąsikami ? Jest jeszcze jeden problem: A jeśli złapie ją znów, albo ją uszkodziła?
Zwykle wygrywają wyrzuty sumienia. Mysz ląduje w słoiku*, a Wiewiór przez kolejne 15 minut obwąchuje cały pokój w poszukiwaniu ukradzionej zdobyczy.
Jesień bywa zrzędliwą staruchą, mokrą i zimną lub dziewczyną, z tym niepokojącym typem urody, który z jednej strony przyciąga kolorystyką i słońcem (zbyt chłodnym jednak), lecz budząc niepokój chłodem, zapachem butwiejących liści nasuwając myśli o śmierci

Więc, żeby sobie przypomnieć, że jesień ma również dobre strony wykonałam ciasto. Składniki reprezentują to co w jesieni lubię: pigwę (upojny zapach!), jarzębinę (śliczna i jadalna) i gruszki (dobre do przetworów lub skarmienia mojego mężczyzny)
Ukochany mój ojciec podsumował to tak:
" To ciasto było bardzo ... dziwne"

Może i dziwne, ale mi smakuje:
jesiennik
2-3 garście przemrożonej jarzębiny
4 owoce pigwy
1 kg gruszek
3/4 szklanki cukru
szklanka wody

175g zimnego masła
300 g mąki
łyżeczka soli
2 łyżki cukru pudru
3-4 łyżki zimnej wody
(ciasto stąd, z tym, że ja dodałam cukru)

Z cukru i wody ugotować syrop. Pigwę pokroić na drobne kawałeczki, wrzucić do syropu razem z jarzębiną. Gruszki obrać i pokroić w nieduże plasterki. Wrzucić na patelnię, dodać pozostałe owoce odsączone z syropu (syropu nie wylewać! fajny np do herbaty). Wymieszać, podgrzeć, odparować wodę, postawić do ostygnięcia.
Ciasto zagnieść, wylepić nim formę, nałożyć owoce. Przykryć resztką ciasta pic prze 35-40 minut w temp 220*C do złotego koloru

A w jesieni lubię jeszcze:
-poranne mgły widziane zza okna nagrzanego już samochodu
-iluminację cmentarzy
-kasztany na ulicy
-orzechy!
-płaszcze
-wchodzić do metra czując cieplejszy powiew na twarzy
- i pewnie jeszcze kilka rzeczy

* w drodze na zewnątrz. Mama stosuje eutanazję, ale jakkolwiek nie mam wyrzutów sumienia jedząc mięso czy nosząc skórzane buty, to zabijanie tylko by zabić...

wtorek, 27 września 2011

Jedyna taka


w Polsce.
ściana - ogród wertykalny

Pierwszy i na razie jedyny ogród wertykalny w Polsce znajduje się w Galerii Przymorze w Gdańsku. Troszkę zaniedbany, wykonany z błędami (pionierski w końcu), ale jest, wygląda całkiem dekoracyjnie i nic nikomu nie pleśnieje.
Zdjęcia są fatalne, robione wieczorem i przy sztucznym świetle i moim "aparatem"*.
Ale może co nieco oddadzą ?

Bardzo, ale to bardzo chciałabym mieć taki ogród u siebie, ale niestety w celu założenia takiego cuda należałoby mieszkać u siebie. A to mnie raczej nie czeka w najbliższym stuleciu...
szkoda
na razie mogę się z daleka pozachwycać. Ryba obiecał mi zdjęcia tego, który wykonał dla swojej mamy,więc z niecierpliwością (ale tylko z tego powodu) czekam na powrót na uczelnię
i częściej jeździć do Gdańska (! ogród i plaże!)

P.S.
och jak bardzo bym chciała ! porobić wizualizacje, jak można taki ogród wykorzystać (ścianka działowa, kamuflaż dla brzydkiego słupa, elementu podporowego, "żywy obraz" itp.)! jak taki ogród zrobić (zasada jest prosta - niuanse technologiczne gorsze) Ale żeby takie rzeczy robić przydałoby się mieć własne zdjęcia, własnych założeń. Może ktoś chce ogród wertykalny ?

*a jak wróciłam dnia następnego zrobić zdjęcia w świetle dziennym to panie uprawiały pod nią fitness i nie było jak

aha o ogrodach wertykalnych pisałam też tu
edit: o ogrodach wertykalnych okiem bardziej technicznym tu

poniedziałek, 19 września 2011

Hura Hura Hura !

M. wrócił. Cały, może nie do końca zdrowy, ale bez trwałych uszkodzeń i jestem z tego tytułu szczęśliwa.
Zamówił sobie dobre ciasto na powrót, a że chciałam być pewna, że zamówienie zostanie zrealizowane zrobiłam dwa: sernik bananowy Nigelli, ale lekko zmodyfikowany i również lekko zmodyfikowaną tartę z gruszkami.
A oprócz tego zapisałam się na intensywny, trzytygodniowy kurs rosyjskiego (co jest kolejnym powodem do szczęścia), a mimo to damy radę wpaść na kilka dni do Gdańska, bo kurs jest w godzinach porannych od poniedziałku do czwartku. Absolutny amok. Stęskniłam się i za Maćkiem i za rosyjskim i za morzem. I mogę to wszystko mieć. Naraz.

ciasta synchroniczne*

spód do obu ciast:
200 g masła
225 g mąki
25 g gorzkiego kakao
25 g ( 2 łyżki stołowe) cukru pudru

ciasto zagnieść, wylepić nim formy, wstawić do lodówki. Zabrać się za przygotowanie reszty ciast.

masa sernikowa
500 g białego sera
3 b. dojrzałe banany
4 jajka
sok z połówki cytryny
3-4 łyżki cukru

Ser jeśli zachodzi taka potrzeba zmielić (na koniec zmielić też banany, odpada połowa roboty z czyszczeniem maszyny), jeśli nie "rozdziabdziać" banany widelcem, dodać sok z cytryny i wymieszać z resztą składników.

schłodzone ciasto włożyć do piekarnika na 10-15 minut, po podpieczeniu to w formie do tarty odstawić do wystygnięcia.
Masę serową, wylać na drugi z podpieczonych spodów i w kąpieli wodnej (druga, większa blaszka wypełniona do połowy wrzątkiem, dookoła sernikowej) piec ok. godziny w temp 180*C

wierzch gruszkowy
3/4 kg małych gruszek ulęgałek( lub 2-3 standardowe)
2-3 łyżki śmietany (u mnie 18%)
2 jajka
opakowanie cukru waniliowego/ wanilinowego
2-3 łyżki soku z cytryny
100 g gorzkiej czekolady ( 70% kakao)


czekoladę zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, gruszki obrać, pokroić na dość grube (1,5 - 2 cm) plastry i pozbawić gniazd nasiennych tudzież łykowatych części. Śmietanę wymieszać z jajkami, sokiem z cytryny, cukrem.
Startą czekoladę wysypać w miarę równo na ostudzone, podpieczone ciasto, ułożyć na niej ciasno plastry gruszek (ponakrawać je na wierzchu) i zalać masą jajeczono-śmietanową, tak by nie polać gruszek po wierzchu.
Piec 30 minut w temp 180*C

*pieczone równolegle

P.S. pierwsze zdjęcie jest właśnie z maćkowego wyjazdu. M. jest strasznie oburzony, że wybrałam właśnie to, bo on zrobił znacznie ładniejsze z tarasu schroniska Cappena Margherita i optował za wybraniem właśnie tamtego. Ale to bardziej pasuje do mojej wizji artystycznej i kropka.

niedziela, 18 września 2011

jestem urocza, wolno mi wszystko






co prawdą stety/niestety jest w naszym świecie.

środa, 14 września 2011

znów wędrujemy ciepłym krajem...

i o dziwo jest to Polska !
kilka migawek* z mojego wytęsknionego i (jak na razie) jedynego w tym roku spaceru nad morzem.
Jeden spacer, choć miły, nie zaspokoił moich dzikich żądzy narosłych przez cały rok. Jak M. wróci z Alp to się jeszcze do Gdańska wybiorę. Koniecznie!Za każdym razem mnie to zdumiewa. On mając prawie całą rodzinę w Trójmieście i okolicach łaknie i pożąda górskich przygód i skalistych ostrych szczytów. Podczas gdy mnie z rodziną w Nowym Targu, Szyku czy na Śląsku, mającej do gór znacznie bliżej marzą się miękkie płynne linie morza będące nieustannie w ruchu...

Górki wydają się więc rozsądnym kompromisem ;P Leżą nad morzem, nominalnie mają coś tam wspólnego z górami jak również z zachodem i wschodem**
Tak więc tym razem spacerowaliśmy po plaży i grobli w Górkach Wschodnich, przez rezerwat szumnie zwany "Ptasim Rajem". Zarośnięta rokitnikiem i bliska lądowi, ale od niego odcięta wyspa mogłaby za raj nawet pewnie uchodzić ... gdyby nie ludzie. Nie dosyć, że wybudowali groblę to jeszcze sobie spacerują, hałasują i mają o sobie wysokie mniemanie.Ptaków oczywiście prawie nie widzieliśmy. Ale gdybyśmy na oglądanie ptaków szli to na pewno nie najbardziej uczęszczaną ścieżką, nie z dziadkami*** i nie w sandałach tylko w porządnych kaloszach.

Ale spacer był fajny, plaża stosunkowo pusta, a pogoda piękna. Jedyne co można by chcieć jeszcze to żeby takich dni było w roku więcej. Jak ja dawno nie byłam nad morzem!
i na koniec. sztafeta fotograficzna

*zdjęciami tego nazwać nie można dopiero na komputerze zauważyłam jak bardzo upaprany miałam obiektyw. Trudno.
** Górki Wschodnie i Zachodnie były kiedyś jedną wsią, po czym w wyniku działania Wisły Śmiałej podzieliły się na dwie miejscowości.
***babcia nalezy do wyjątkowo gadatliwych osób, które często muszą być upewniane o swojej racji i zapewniane o wspaniałości miejsca, które wybrały - dopomina się.

poniedziałek, 5 września 2011

Rozstania i powroty*

aparat wrócił. rodzice też.
zdążyłam odkurzyć i podlać kwiatki (do których mama się momentalnie dorwała i spędziła 4 godziny skubiąc i uszczykując) ale obiad już robiłam jak przyjechali.
Ponieważ ostatnie dni są śliczne i zimne (cieeerpię!) zrobiłam coś lekkiego w smaku i konsystencji ale już bardziej jesiennego niż letniego (a lata w cale nie było w tym roku i kiedy ludź miał sobie podładować akumulatory?!)

makaron w sosie gruszkowym
ok. 375g makaronu (u mnie razowe tagliatelle)
opakowanie serka mascarpone (250g)
2 spore gruszki
pól szklanki muscato
szklanka bulionu lub 2 kostki rosołowe i szklanka wody

Makaron ugotować według przepisu na opakowaniu. Gruszki obrać, pokroić na kostki. Połowę gruszkowych kosteczek wrzucić na patelnię zalać bulionem i muscato i gotować aż zmiękną. Całość sosu (i "woda i gruszki") zmiksować na gładką masę z serkiem mascarpone, przelać z powrotem na patelnię, zacząć podgrzewać i dorzucić resztę gruszek i makaron. Podgrzewanie skończyć kiedy będzie wystarczająco ciepłe do jedzenia

a oprócz tego przyszła paczka, a w niej moje nowe, piękne ciuszki z tego sklepu. Będą jak znalazł na tą imprezę* (tak po prawdzie do sklepu trafiłam z ich strony). Ja na nią idę , a Wy ?
czy nie są śliczne ?
i jeszcze plakat

*jakoś tak wyszło, że pasuje mi do posta, a zarazem jest tytułem imprezy - warszawski plener fotograficzny w klimatach steampunk oraz neovictorian "Steam Memories: Rozstania i Powroty"

sobota, 3 września 2011

jak pech to pech

Nowe, warszawskie fontanny multimedialne pechową inwestycją są ;)
Najpierw z miesiąc po uruchomieniu przytkały się topolowym puszkiem (i dzwoniono do Profesora, żeby spytać czy topolowy puszek mógł to spowodować... nawet pięcioletnie dziecko wie że mógł i powinni byli na etapie projektu się nad tym zastanowić...) i przez dwa tygodnie pokazów nie było.
Teraz strzelił w nie piorun i pokazów nie będzie do października.
I jeszcze 350 tys. zł na naprawę.

czwartek, 1 września 2011

powtarzalność

Ostatnio 3 razy zrobiłam to samo ciasto. Rzadko mi się zdarza wracać do wypróbowanych już przepisów, a jeśli to z drobnymi modyfikacjami.
A tutaj nie dosyć że w przeciągu tygodnia trzykrotnie zrobiłam takie samo ciasto z rabarbarem (ale za każdym razem dla innej osoby) to jeszcze poprawiłam ciastem cytrynowym ze starego przepisu (dostałam go zaraz na początku jak poznałam siostrę M. to już ze 4 lata !) i błyskawicznym obiadem czyli drobiem z patelni grillowej z sosem cioci Ewy. Wszystkie te rzeczy były pycha i wyszły tylko ...
Moja rodzina i znajomi nie rozumieją niechęci to powtarzania przepisów w niezmienionej formie, ale tym co mnie zwykle przyciąga w danej recepturze jest nowe połączenie smaków, albo faktur, ciekawość co z tego wyjdzie i możliwość wykorzystania jakiegoś nowego składnika. Uwielbiam ten moment kiedy czytając opis i składniki niemal czuję na języku poszczególne smaki. Trochę tak jakby neurony w moim mózgu były strunami, tylko że zamiast palcy mam słowa, a zamiast dźwięku smaki. potem staram się odgadnąć jaki smak będzie miała całość czy będzie połączeniem, w którym można wyczuć poszczególne składniki czy może stworzy nową jakość ?
Kiedy już znam smak to cała ta zabawa z "wyobraźnią smakową" bierze w łeb. Znacznie zmniejsza to radość gotowania.
Więc na koniec tygodnia pozwoliłam sobie na eksperyment, ale bezpieczny. Czyli cytrynowe drożdżówki, w moim ulubionym kształcie serduszek. O dziwo (bo nieznoszę ciast drożdżowych) wyrabiało się łatwo i przyjemnie.

rabarbarowa pianka
inspirowana tym przepisem choć zmieniłam proporcje tak, że na cienkim biszkopciku ułożona jest spora porcja wilgotnej pianki z rabarbarem i to ona w cieście gra pierwsze skrzypce.
Ciasto:
* 2 żółtka
* 1/4 szklanki cukru
* 3/4 szklanki mąki pszennej
* 11/2 łyżki mąki ziemniaczanej
* 1 łyżeczka proszku do pieczenia
* 21/2 łyżeczki mleka
* 11/2 łyżki masła
Beza:
* 3 białka
* 3/4 szklanki cukru
* 750 g obranego i drobno pokrojonego rabarbaru
* 2 łyżki soku z cytryny
* szczypta soli

Żółtka ubić z cukrem na puszystą masę. Na przemian dosypywać mąki wymieszane z proszkiem do pieczenia i dolewać mieszankę mleka z rozpuszczonym masłem. Przelać do wysmarowanej masłem i wysypanej bułką tartą lub wyłożonej papierem formy(ja używam formy do tarty) i podpiec w temp. 200*C przez 10 minut. Białka ubić na sztywną pianę powoli dodając cukier, sok i sól (ja w międzyczasie obieram i kroję rabarbar). Kiedy piana będzie ubita delikatnie wymieszać z pokrojonym rabarbarem i wyłożyć na podpieczone ciasto. Wstawić na kolejne 15-20 minut do piekarnika.

cytrynowe drożdżówki
podstawa przepisu i formowanie stąd

* 160 ml mleka
* 5 łyżek cukru
* pół łyżeczki soli
* 1 jajko
* 21/2 szklanki mąki pszennej
* 2 łyżki roztopionego masła
* 7 g drożdży suchych (1 opakowanie) lub 15 g drożdży świeżych
* skórka starta z 2 cytryn
* sok z 1 cytryny
* 2-3 łyżki cukru pudru

Wszystkie składniki z wyjątkiem soku z cytryny i cukru pudru umieścić w misce i wyrobić (z drożdżami świeżymi należy wcześniej zrobić rozczyn). Nie dosypywać więcej mąki, by ciasto nie było zbyt twarde. Wyrabiać długo, aż ciasto nie będzie lepkie, natomiast będzie sprężyste i będzie odchodzić od ręki. Uformować w kulę, przykryć lnianym ręczniczkiem i pozostawić do podwojenia objętości w ciepłym miejscu.
Z soku z cytryny i cukru zagotować gęsty syrop, odstawić do przestygnięcia. Podzielić ciasto na 8-10 kulek. Każdą rozwałkować na placuszek
, posmarować syropem, zawinąć w rulonik, następnie rulonik złożyć na pól. Od strony "złożenia" przeciąć go w wzdłuż na pół zostawiając nieprzecięty "kikut" długości ok. 2 cm. Przecięte fragmenty wywinąć na zewnątrz i mamy serduszko. (wiem że z opisu słownego ciężko to sobie wyobrazić. Tu lub tu mozna zobaczyć poszczególne etapy)
Teraz przyszłe drożdżówki należy umieścić na blasze, posmarować żółtkiem i odstawić na chwilę do napuszenia. Piec 15-17 minut w temp. 180*C
Polecam podawać z budyniem.