czwartek, 30 czerwca 2011

czas leci siepią się telomery*

czas mija, a ja jestem ciągle tak samo zmęczona. To nie tak, że nie mam pomysłów czy pasji. Tylko ich realizację przekładam z godziny na godzinę, z dnia na dzień. Rok akademicki się skończył, a ja wciąż nie pokazałam biologii molekularnej. Tej która brzmi strasznie poważnie, której podstawy są dość skomplikowane, a praktyka dość prosta i przyjemna w wykonaniu.
izolacja DNA**
hybrydyzacja
tworzenie bibliotek fagowych
elektroforeza na żelu agarozowym
układanie stosików hybrydyzacyjnych

brzmi trudno i niezrozumiale, ale tak naprawdę wystarczy podążać za przepisem, nie trudniejszym od tych kulinarnych, tylko bardziej szczegółowym, więc może nawet łatwiejszym. To interpretacja wyników wymaga wiedzy i sporej dozy wyobraźni.




* telomery to końcówki naszych chromosomów. Ich zadanie jest podobne do tych plastikowych końcówek na sznurowadłach, które zapobiegają rozczapierzaniu się i psuciu sznurówek pod wpływam czynników zewnętrznych. W czasie naszego życia telomery nieustannie się skracają, przez co ich ochronny wpływ jest coraz mniejszy i mniejszy. Między innymi dlatego owieczka Dolly "urodziła się stara" miała po prostu stary genom z "obsiepanymi" telomerami


** swego czasu na kapslu "od tymbarka" znalazłam napis "DO DNA" i 15 minut zastanawiałam się o co chodzi póki się nie zorientowałam, że chodzi o dno nie o DNA...
zboczenie zawodowe


P.S.
zdjęcia przedstawiają robienie żelu agarozowego i układanie stosiku hybrydyzacyjnego.
No a ostatnie to mural obok BUWu

poniedziałek, 27 czerwca 2011

spotkania



Klępa. Najwyraźniej lubi wierzby.

piątek, 24 czerwca 2011

hurt czy detal ?

Wiem że to nie ładnie się nie odzywać a potem sobą zamęczać, ale jakoś tak do niczego się zabrać ostatnio nie mogłam. Ani do nauki w czasie sesji, ani do napisania CV czy nawet postu.
A w sumie było się czym pochwalić.
Na przykład bezą z porzeczkowym rabarbarem, która po lekkiej zmianie proporcji wylądowała również w deserze lodowym, makaronem z zielonymi szparagami i bobem, grillowaną sałatką produkcji mojej mamy czy dzisiejszymi ciastkami pieczonymi z przeznaczeniem na wyjazd Miłości Mojego Życia.
Ale jakoś tak zamiast się pochwalić siadałam nad kolejną miską bobu czy czereśni, albo robiłam sobie "zwyczajne" szparagi, bo są to produkty które pochłaniam w ilościach hurtowych. Właściwie ile jest dostępne tyle zjem.
Więc pochwalę się też hurtowo:
beza z porzeczkowym rabarbarem
beza z tego przepisu, rabarbar zainspirowany tym

6 białek
300 g miałkiego cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka białego octu winnego

Białka ubić na sztywno. Pod koniec ubijania dodawać po łyżce miałkiego cukru, łyżeczkę mąki ziemniaczanej i łyżeczkę octu.

Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia. Na papierze narysować okrąg, nieduży, dwadzieścia kilka cm średnicy. Wyłożyć na niego masę białkową. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i po 5 minutach przykręcić temperaturę do 150 stopni. Piec 1,5 godziny. Studzić w uchylonym piekarniku.

3-4 ogony liściowe rabarbaru
2-3 garście owoców (porzeczki, maliny, truskawki, wiśnie - u mnie to była mrożona mieszanka owocowa), można zastąpić mało słodkim dżemem
2-3 łyżki cukru

Rabarbar obrać, pokroić na kawałki ok. 10 cm i poukładać w naczyniu żaroodpornym. Owoce podgrzać z cukrem (ew. dodać wody powinno być dość rzadkie), zmiksować, przetrzeć przez sitko , można od razu na rabarbar. Całość wstawić do piekarnika 150*C na 30-40 minut. Wystudzić.

Od razu się przyznaję, że rabarbar był pierwszy, zrobiony dzień wcześnie i to beza była dodatkiem do rabarbaru (był bardzo kwaśny) a nie odwrotnie. A potem oba zostały wykorzystane jako dodatek do lodów waniliowych.

grillowana sałatka
(porcja na obiad dla 4 osób)
5 filetów z piersi kurczaka
2 papryki (czerwone lub żółte)
garść pieczarek
1 spora cukinia lub 2 mniejsze
1 cebula
1/2 bakłażana
1/2 główki sałaty lodowej
ocet balsamiczny, oliwa z oliwek,
sól, pieprz, opcjonalnie zioła prowansalskie

Kurczaka pokroić na drobne kawałki, delikatnie posolić i usmażyć na patelni beztłuszczowej lub zgrillować. Nagrzać piekarnik (150*C) Warzywa pokroić w plastry (wszystkie z wyjątkiem sałaty), nie soląc zgrillować lub usmażyć. Umieścić wszystko w naczyniu żaroodpornym i zalać octem wymieszanym z oliwą i przyprawami (powinien być raczej gęsty); wymieszać. Wrzucić do piekarnika celem podgrzania, a w międzyczasie sałatę drobno pokroić/porwać i ułożyć warstwą na talerzu. Ciepłe składniki układać na talerzach z sałatą, podawać z ziołowym sosem jogurtowym, a jeszcze lepiej z sosem zaziki.

pikantne ciasteczka maślane
proporcja pochodzi stąd

150g mąki
120g miękkiego masła
3 łyżki cukru pudru
2 łyżeczki cynamonu
łyżeczka ostrej papryki

Z podanych składników zagnieść ciasto i formować kulki trochę mniejsze od orzecha włoskiego. Rozłożyć w dość dużych odstępach na blasze do pieczenia i ropłaszczyć widelcem. Piec 10-15 minut w temp 180*C
muffinki cytrynowe z rabarbarem
250g mąki
250g rabarbaru
3/4 szklanki cukru
1 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 spore jajko
1/2 szklanki oleju
skórka z jednej cytryny
sok z dwóch cytryn
1 owoc kardamonu rozkruszony na proszek

Rabarbar obrać i drobno pokroić, nagrzać piekarnik. Wymieszać składniki suche, połączyć z mokrymi ( w razie zbyt "suchej" konsystencji lepiej dodać jeszcze trochę soku z cytryny lub wody niż mleka) i na koniec dodać rabarbar. Nałożyć do foremek, piec około 20 minut w temp. 180*C

wtorek, 14 czerwca 2011

skorupki


kupiłam

piątek, 10 czerwca 2011

wtorek, 7 czerwca 2011

kwiaty kwiaty

jak już się rozpędziłam to nie mogę się zatrzymać, czyli akcja kwiatożerstwa trwa.
Na początek coś całkiem prostego czyli serek biały z kwiatem szczypiorku. Niby nic, smakuje niemal tak samo jak po prostu ze szczypiorkiem, ale jakie wartości estetyczne, no i wystarczy jeden kwiatostan na miskę serka i nie trzeba kroić obrywa się poszczególne kwiatki dosłownie w 15 sekund - przydatna wiadomość na rano.





syrop z kwiatów czarnego bzu*, który za nic nie chce się zamrozić mimo, że wymyśliłam sobie, iż będę go w postaci kostek do drinków lub zimnej wody gazowanej dodawać. Podły.
Przepisy były dwa: stąd i stąd i jako, że nie mogłam się zdecydować który to połączyłam je wyszedł mój misz-masz.
syrop z kwiatów bzu czarnego
ok 30 baldachów kwiatowych
250 g cukru
1/2 l wody
sok z 1 cytryny
kilka listków melisy

w ramach łączenia zalałam kwiaty (oczyszczone poprzez rozłożenie ich na papierze celem umożliwienie robactwu ucieczki, oraz dokładne odszypułkowanie) wrzącą wodą z cukrem i cytrynowym sokiem, dorzuciłam listki i odstawiłam. Raz dziennie przez 3 dni doprowadzałam do wrzenia i ponownie odstawiałam. Na koniec syrop przesączyłam i wlałam do woreczka (w którym nadal leżakuje w zamrażarce. Może potrzebuje więcej czasu ?)

potem deser majowy czyli truskawki z lekką różaną nutą, na które przepis w oryginale pochodzi z naszego ściennego kalendarza i który uznałam za fajny, ale mało różany. A brzmiał:

"Weź: *kilo dorodnych truskawek *garść świeżych lub suszonych płatków róży *czubatą szklankę cukru Zagotuj szklankę wody i zalej nią płatki róży. Przykryj i zostaw na 3 godziny, przecedź. Wlej do rondla, dodaj cukier i ugotuj syrop. Truskawki umyj, usuń szypułki. Połowę wrzuć do miksera, zalej syropem różanym, zmiksuj na gładko. Pozostałe przekrój na pół, rozłóż do miseczek, polej sosem. Odstaw do lodówki na godzinę i podawaj udekorowane płatkami róży"


Ja płatki zalałam już gorącym syropem (było go trochę więcej, bo i płatków miałam sporo), odstawiłam wprawdzie na krócej, ale nie odcedzałam i połowę truskawek zmiksowałam razem z syropem i płatkami. I dekorowałam kleksem bitej śmietany.

A na koniec dnia jakby na dobitkę zrobiłam bułeczki już nie z kwiatami (Ania ciągle się skarży, że nie może już przeze mnie na słodycze patrzeć, więc musiały być na słono), ale w kształcie kwiatków. Bułeczki w sam raz dla ogrodników. Drożdżowe, w kształcie róży z paprykowym serkiem lub boczkiem do wyboru**
po przepis odsyłam do Komarki u której go wypatrzyłam
i jeszcze tylko narzeknę, że nie znoszę robić ciast drożdżowych (chyba z wzajemnością) i że jakoś tak zawsze jakiś przepis mnie skusi, a potem stoję i klnąc na czym świat stoi wyrabiam ciasto i męczę się z nim znacznie dłużej niż powinnam
i że burza za oknem piękna i groźna i woda przelewa się przez rynny huk za hukiem, a mój kotek burzy się bojący nie wrócił do domu. Martwię się



*M. za każdym razem marudnym głosem powtarza że on wcale czarny nie jest
**te drugie wszystkim bardziej. Antoni nawet mnie poinformował, że mogę częściej nie uczyć się do biologii molekularnej.

niedziela, 5 czerwca 2011

leniwa niedziela

Dziś w Izabelinie były targi książki. Fajna sprawa. Na początku snułam się z kąta w kąt nie mogąc znaleźć nic dla siebie, ale potem zauważyłam nowy katalog szkółkarski (a przecież to wstyd żeby bądź co bądź ogrodnik nie posiadał katalogu) i książeczki dla dzieci z cudnymi obrazkami i książkę o intrygującym tytule "Ekologia miasta"i jeszcze bardzo pouczającą, budzącą wspomnienia książkę "Kampinoskie bobry". A mama popełniła strategiczny błąd i dała mi dwa banknoty ze stwierdzeniem, że są dla mnie i mogę wydać. No więc wydałam.
Największą trudność sprawiło wybranie 2 z pośród 4 książek dziecięcych które mi się spodobały. Pięknie wydane, cudne obrazki, tak piękne, że koniecznie musiałam je mieć. W końcu wybrałam "Księgę jagód mrówki Zofii" oraz "Księgę grzybów mrówki Zofii" (dostępne były jeszcze kwiaty i drzewa) i po przejrzeniu muszę przyznać, że najdzie się nawet całkiem sporo gatunków których nie znam (zwłaszcza grzybów).

Oprócz tego, po uszy wpadałam w akcję kwiatożerców. Syrop z kwiatów czarnego bzy nastawiłam (ale jeszcze nie gotów jest) upiekłam szarlotkę z kwiatami robinii akacjowej (akacji*) i wybieram się nazbierać płatków róży do truskawkowego deseru.

szarlotka z kwiatami akacji i rabarbarem
3 duże słodkie jabłka
5-6 ogonków liściowych rabarbaru
5-6 łyżek cukru (z "czubkiem")
2-3 garście kwiatów robinii (akacji)
0.5 szklanki wody
łyżeczka soku z cytryny
1 łyżka budyniu waniliowego w proszku/mąki ziemniaczanej**
dowolne kruche ciasto z cynamonem do wylepienia foremki (ja robiłam "na oko" więc nie podaję przepisu)

rabarbar pokroić drobno, posypać cukrem i smażyć aż zmięknie. Dodać jabłka pokrojone w drobną kosteczkę, skropić sokiem z cytryny, dodać troszkę wody i podgrzewać aż będą miękkie. Na koniec dorzucić oskubane z szypułek kwiaty robinii i wymieszać. Po 2-3 minutach dodać budyń rozpuszczony w reszcie wody i mieszać aż masa zgęstnieje.
Zagnieść ciasto (koniecznie z cynamonem, raczej słodkie), wylepić formę (u mnie była keksówka), można zostawić trochę do przykrycia. Wyłożyć przestudzoną masę jabłkową i piec w temp. 180*C do złocistego koloru ciasta.

Ciasto wyszło fenomenalne, akacja nadała leciutki intrygujący posmak, masa delikatna, ciasto dorobinę ostrzejsze w smaku. Super się komponowało. A czas przeszły bo już nie ma



*u nas mówi się na to drzewo akacja - mylnie, akacja rośnie w Afryce i naszego klimatu by nie przetrwała, w przeciwieństwie do robinii, która świetnie sobie radzi (i jest doskonałym fitoremediantem)
** mąka się nam skończyła, więc dodałam odrobiny budyniu i wyszło b. smakowite

sobota, 4 czerwca 2011

na linie nad przepaścią tańcz...


Perfect na Ursynaliach był super
a na zdjęciu to ja z moim nowym kolorem owłosienia i nową, ulubioną spódnicą

środa, 1 czerwca 2011

ogród na ścianie truskawki na talerzu

Bez fałszywej skromności powiem, że zrobiłam dziś pyszny obiad.
i lekki i pożywny i ciekawy
.

makaron serowy z truskawkami:
200-250 g makaronu (u mnie kokardki- farfalle)
topiony ser pleśniowy (jak na zdjęciu - ja zużyłam 2/3 opakowania)
2-3 garści truskawek

Makaron ugotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu, odlać jedną łyżkę wody z gotowania i wymieszać, podgrzewając na patelni z serem, wrzucić makaron, dokładnie wymieszać i przełożyć do talerza dodać pokrojone truskawki i konsumować.
proste szybkie (podane ilości są na dwie porcje)


M. stwierdził, że nie brzmi dobrze kiedy mu z przejęciem opowiadałam co będzie na obiad.
Podobny stosunek miał zresztą do ogrodów wertykalnych które ostatnio, za sprawą kolegi Ryby mnie fascynują. Są niesamowicie niesamowite.

Mają szereg zalet do których należy:
estetyka (pierwsza reakcja to otwarcie ust i chłonięcie są przepiękne),
zagospodarowanie powierzchni, które zwykle uważamy za niedostępne dla roślin
dodatkowa izolacja cieplna dla budynku
wygłuszenie (wytłumienie)
pochłanianie dwutlenku węgla i innych zanieczyszczeń (a tych jest w powietrzu, zwłaszcza w pomieszczeniu sporo i to zaskakująco dużo zaskakująco różnych)
wydzielanie tlenu
nie zajmują dużo powierzchni
poprawa samopoczucia (nie od dziś wiadomo że zielony wpływa uspokajająco)

i kilka zdjęć ze strony pomysłodawcy ogrodów wertykalnych (ang. Vertical garden, franc. Le Mur Vegetal) Patrica Blanca http://www.verticalgardenpatrickblanc.com/#/en/home

a do wad ogrodów wertykalnych należą:
drogie
w naszym klimacie przemarzałyby, więc tylko do wnętrz
nikt w naszym pięknym kraju nie zajmuje się tym
nie wszędzie się da

P.S.
znam kogoś kto by się podjął zrobić coś takiego