wtorek, 24 maja 2011

majówka raz jeszcze

tym razem tylko kilka obrazków


(-czyj jest taki malutki plecaczek ?
-mój
- A Maćka jest ten wielki ?)

poniedziałek, 23 maja 2011

lubimy maj za...

śniadania.
choć rodzinka może mnie oskalpować za miksowanie truskawek o 6 rano. Dobrze że wracam późno.

koktajl truskawkowy
1/2 kg truskawek
2-3 łyżki śmietany
2-3 łyżki cukru

wiem w prawdzie, że w naturze owoce nie łączą się z białym cukrem, ale w sumie w naturze też nie przerabiają się na mus truskawkowy, więc ja dodaję tak do smaku, a śmietana jest głownie po to żeby "zrobić poślizg" przy miksowaniu

środa, 18 maja 2011

lekkie zakończenie ciężkiego dnia

czyli o białych szparagach w postaci sałatki i na kolację.
Wariacja na temat przepisu z majowej"Werandy". W wersji oryginalnej szparagów był kilogram a do nich tylko rabarbar, cytryna i kolendra. Tą ostatnią zastąpiłam miętą (suszoną) a od siebie dodałam boczek.

sałatka z białych szparagów
pęczek szparagów
garść pokrojonego w bardzo drobną kostkę boczku wędzonego
1,5-2 łodygi (ogonki liściowe) rabarbaru
2-3 łyżki oleju
cytryna (umyta osuszona ze starta skórka i kilka kropel soku)
kilka listków świeżej/suszonej mięty/kolendry

szparagi ugotować w osolonej wodzie, ostudzić, pokroić na połówki
boczek zrumienić na oleju, zdjąć z patelni i na tym samym tłuszczu krótko podsmażyć rabarbar, dodać skórkę z cytryny (ew. łyżeczkę cukru), zdjąć z ognia zanim się się rabarbar rozpadnie. Ładnie ułożyć szparagi udekorować rabarbarem i boczkiem, posypać miętą, polać "resztką" oleju.






Bar Sałatkowy u Peli zaproszenie



P.S. a zaległości jak się ogarnę

piątek, 6 maja 2011

płoną ogniska...





Ostatnio moje życie znów przyśpieszyło tempa i mam sporo ciekawych w moim mniemaniu rzeczy do pokazania. Tylko od czego zacząć ? Po namyśle uznałam, że na pierwszy ogień pójdzie coś co było dla mnie niemal olśnieniem, całkowitą nowością i ekstra pomysłem czyli gotowanie na ognisku*.

Na weekend majowy pojechaliśmy z M. na RetroRajd prowadzony przez warszawskie SKPB, a my konkretnie pojechaliśmy na trasę kulinarną prowadzoną przez Hanię i Zbyszka i było super (pomijając fakt, że w zwizku z pracą musiałam wrócić wcześniej i ominęło mnie ciasto z ananasem grrrr!).
Nowością i olśnieniem były dla mnie dwa "gotujące" ogniska, jedno się paliło, drugie się żarzyło. To że przewodnikom się chciało poświęcić 3 godziny na gotowanie też było zadziwiające.
Maciej praktycznie od zawsze (tudzież odkąd go znam, ale to prawie to samo) marudzi dumnym głosem jakie to jedzenie w górach i na "chodzących" wyjazdach jest paskudne. Z zapałem opowiada o tej okropnej kaszce mleczno-ryżowej, o zdrapywaniu pleśni z kiełbasy i wcinaniu trawy. Zresztą każdemu tego typu wyjazdy kojarzą się chyba z lekko spaloną jajecznicą, makaronem z puszkowym sosem słodko-kwaśnym i mielonką albo kiełbasą.

smażenie mięska

Tym razem tak nie było. Pierwszego dnia raczyliśmy się jedną ze smaczniejszych lazanii jakie w ogóle jadłam (z prawdziwym sosem beszamelowym) oraz ciastem francuskim zapiekanym z camembertem/anchois (wszystko na ognisku!). Drugiego dnia zjedliśmy spaghetti carbonara (w trochę innej wersji niż ta którą znam, ale nadal pycha), a trzeci obiad do którego niestety nie dotrwałam składał się z zapiekanki ziemniaczanej i ciasta z ananasem.



przygotowanie ciasta francuskiego

i gotowa lazania

A kanapki śniadaniowe były ze wszystkim tylko nie z pasztetem ani nie z mielonką i były z warzywkami !

M. nie patrzy na kuszący boczek i gotowa carbonara


*Wiem samo w sobie nie jest czymś super oryginalnym i całe gotowanie się od niego wzięło