piątek, 4 czerwca 2010

kawowe panny kotki


Alicja (ta od Krainy Czarów) jest straszliwym, zarozumiałym bachorem !
nadrabiam zaległości w czytaniu i wściekam się po kolei na wszystkich bohaterów.Od paru miesięcy usiłuję skończyć "Czarodziejską Górę", ale Castorp do spółki z Settembrini'm tak mnie irytują...
Po drodze "połknęłam" już kilka książek. Między innymi "Różę Selerbergu" Ewy Białołęckiej - bardzo zabawna książka (choć okładka trochę odstrasza). Mimo, że fantastyczna, traktuje raczej o ludziach i to młodych ludziach. No, ale jako fantastyczna odpada dla osób, które fantastyki nie czytają. Ich strata. Ja nadal czekam na ciąg dalszy Kronik Drugiego Kręgu, tych już typowo* fantastycznych o magach i smokach, choć nietypowych. Założenia tamtego świata są naprawdę fascynujące!A w między czasie zajadam się "budyńkami" z tapioką i usiłuję choć krótkiego posta sklecić.
Tylko jakoś się nie składa. (W między czasie były na obiad zielone szparagi z sosem pseudobeszamelowym i potrawka z kurczaka z czubricą i cukinią, na kaszy jęczmiennej, perłowej [pyszna!] tylko jakoś nie były to potrawy wystarczająco extraordinary, żeby się nimi chwalić)

Panny kotki z tapioką** w wersji kawowej
2 szklanki śmietanki kremowej (30% lub 36%),
2 szklanki mleka,
1/2 szklanki tapioki,1/2 szklanki cukru,
1 łyżka*** kawy rozpuszczalnej
1,5 łyżeczki żelatyny

Sos kawowo-kakaowy
2-3 łyżki śmietany (u mnie 18%)
2 łyżki gorzkiego kakao1,5 łyżki kawy rozpuszczalnej (mozna rozpuścić w łyżce gorącej wody)
1-2 łyżki cukru


Przepis pożyczam sobie regularnie z Every Caka You Bake. Z tym że ja nie dodaję warstwy owocowej, zamiast wanilii dodaję co rusz to coś innego (to kawę, to cynamon) i foremki mam inne (bardzo wygodnie jest robić ten deser w małych silikonowych, bo łatwo się zdejmują i nie trzeba ich moczyć w gorącej wodzie) Tym razem dałam wyjątkowo mało cukru (źle przeczytałam, ale w przepisie podaję tyle ile dodałam), było jednak wystarczająco słodkie i uwydatniła się kremowa konsystencja deseru.
opis wykonania podaję za Komar:
Tapiokę ugotować w mleku z cukrem (około 10 minut aż perełki staną się przezroczyste i miękkie)****. Dodać śmietankę i ponownie podgrzać całość do czasu aż zacznie wrzeć, ale nie gotować. 1,5 łyżeczki żelatyny rozpuścić w łyżce gorącego mleka i rozprowadzić z gorącą śmietanką z tapioką. Wlać do foremek i pozostawić do stężenia.

Sos robi się przez dokładne wymieszanie wszystkich składników. Polewamy nim stężały deser i delektujemy się.

A delektując się, staramy się nie patrzeć za okno. Przynajmniej w moim przypadku, bo rozstroju nerwowego dostać można, zwłaszcza jeśli nie planowało się posiadać jeziora dookoła domu.
(tu poniżej to nie jest, wbrew pozorom, rzeka - to droga do sąsiadów, a przynajmniej nią była zanim spadł deszcz)



*jeśli o fantastykę chodzi, to ciężko mówić o czymś typowym. W końcu niemalże założenie tego "gatunku" polega na wymyślaniu nowych światów, na niezwykłym pomyśle, magii i lekkim piórze. Dla mnie typową fantastyką jest taka, w której występują magowie w dowolnej postaci i brak jest elementu "science-".
** tak moi rodzice nazywają ten deser, a ja zaadoptowałam ta nazwę, bo nie jest to typowa na panna cotta
*** łyżka = łyżka stołowa, średnio płaska; łyżeczka to łyżeczka do herbaty
****dodatki w postaci kawy, wanilii czy cynamonu lądują w garnuszku właśnie w tej fazie

1 komentarz:

asieja pisze...

nigdy nie czytałam Alicji.. nawet nie pamiętam, bym ją oglądała. tylko tą ostatnią kinową wersję..w 3D. może powinnam nadrobic?

deser jest cudowny.